Nie jestem mistrzynią biznes planu, a może jestem tylko zbyt się boję, chyba tak naprawdę jestem tylko mistrzynią uciekania, bo nawet nie podróżowania i w końcu mnie znużyły. Nie chciałam zawalić, a podekscytowanie sięgało zenitu, gdy pokazali mi miejsce, które jest całkowicie do remontu. Gdy tylko je zobaczyłam wiedziałam, co muszę zrobić, zadzwonić do Olivera, ale nie po pieniądze, nie po kolejny udawany związek, a po pomoc, bo kto jak kto, ale on znał się na biznesie. Może go do tego zmusili, ale był dobry w swojej robocie i nie było można mu niczego ująć.
Pamiętam trochę ze studiów, ale nigdy tak naprawdę nie robiłam tego w praktyce. Kocham restauracje rodziców i chciałabym stworzyć coś podobnego, może nawet z tą samą kuchnią, a może mieszaną, tak naprawdę nie znam się na gotowaniu, wszystko na czym się znam to kelnerowanie i trochę na tym, jak powinna działać firma, ale na pewno nie na gotowaniu.
Czy właściciel restauracji nie powinien się na tym znać?
Oczywiście, że powinien.
Gdy tak z nim siedziałam i próbowaliśmy ogarnąć pierwsze koszty i prawdopodobne straty, co jakiś czas dopadały mnie myśli o beznadziejności tego pomysłu.
– Masz smak – mówi mi – Cholera, Gina, rozpoznajesz najdziwniejsze rzeczy i wiesz, czego brakuje potrawie. Musisz znaleźć tylko kogoś kto zrealizuje twoje pomysły.
Może nie jestem pewna, może znalezienie kucharza będzie trudne, a remont wykańczający, ale chcę to zrobić, dla swojej przyszłości, dla przyszłości może kiedyś moich dzieci, chcę, żeby ich życie nie było puste, tak jak w którymś momencie moje, teraz chociaż mam jakiś cel.
– Uda mi się – mówię bardziej do siebie, niż do niego – Cholera, uda mi się.
Nigdy nie potrzebowałam aprobaty rodziców tylko ich pieniędzy, teraz przechodzi mnie myśl, że chciałabym, żeby to zobaczyli i żeby moja knajpa osiągnęła większy sukces od ich. Nie chodzi o pieniądze, a o fakt, że wyszłam na ludzi, mimo, że nie do końca mi pomogli, a może wręcz to utrudnili, poprzez nie wymaganie niczego, a raczej niczego, co nie ma związku z pieniędzmi.
– No i to jest Gina, którą znam.
Rodzina jest ważna z wielu powodów, na przykład, żeby wspierać cię właśnie w takich chwilach. No i znowu nachodzi mnie myśl o Luke'u, który ma rodzinę, która może chroniła go przede mną, po prostu na jedyny sposób, na który umieli. Nie chcę ich bronić, ale może spojrzeć na to od strony, od której nigdy tego nie robiłam. Nie za bardzo specjalizuję się w zadaniach grupowych, a do takich właśnie należy rodzina, więc dopiero uczę się tak naprawdę być jej częścią.
*
Ten lokal nie jest duży, ale zawiera jedną rzecz, która mnie urzekła mały ogródek na tyłach, który można przyjemnie urządzić i ozdobić, żeby ludzie chcieli w nim przesiadywać, jednak zanim w ogóle zajmę się ogródkiem, muszę wyremontować środek. Chciałabym, jak najwięcej zrobić na własną rękę, żeby udowodnić coś samej sobie, ale ten lokal ma być zrobiony profesjonalnie, a nie pełen niedoróbek. Cóż, moje życie chyba wyczerpało już ich limit. Dlatego zatrudniłam ekipie do pozbycia się ostatnich śladów użytkowania, wygładzenia ścian, a ja sama skupię się na nieco prostszych pracach. Może pomaluję tylko jedną ścianę, żeby była bardziej moja, a resztę dam pracownikom, jeszcze nie wiem. Glen i Gavin chcą mi pomóc, ale nie chcą za to pieniędzy, a ja bardzo chciałabym im zapłacić, ponieważ i tak już przesadnie siedzę im na głowie.– Gina, jestem twoją siostrą.
Dalej mentalnie starszą.
– No i co z tego, chcę ci pomóc. Może zrobiłybyśmy z tego rodzinną knajpę i mogłabym tam pracować? Może nauczysz mnie pracy kelnerki?
– Cholera, Glen, nie będziesz kelnerką..
Niektórych rzeczy człowiek nie pozbywa się tak łatwo, jak na przykład chcenia czegoś więcej dla swojej siostry. To ją oburza z resztą jak zawsze.
– Ale ja bym chciała, gdyby to była rodzinna restauracja, czułabym się jak w domu i czuła, że robię na swoje i no może miałabym jakieś ulgi u szefowej...
– Nigdy nie pozwoliłabym ci się nazwać szefową! – oburzam się.
– Nigdy bym cię tak nie nazwała! – rzuca we mnie poduszką – Przesada!
Odrzucam jej poduszkę i szeroko się uśmiecham. Jestem zdenerwowana, podekscytowana i w takich chwilach bardzo szczęśliwa, bo już myślałam, że nigdy nie odzyskam takich relacji z siostrą, a jednak.
Luke
– Gina otwiera restauracje.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że to mnie nie zaskakuje.
– Tak?
Od kogo tym razem ma pieniądze? Wróciła na dawne tory?
Gavin musi widzieć pytania w moich oczach. Czasem o nią pytam, ale to też jest dla mnie trudne, zbyt boję się tego, co usłyszę. Na przykład, że wróciła do rodziców albo ma nowego bogatego faceta, który dał jej na to pieniądze albo że restauracja jest w pieprzonej Brazylii, jednak tym razem on sam zaczął.
– Będzie w tym dobra, widziałbyś, jak biega jak szalona załatwiając kolejne sprawy i wracając umęczona, bo spędza godziny na malowaniu ścian.
Chciałbym to widzieć.
Naprawdę cholera bym chciał.
– Robi to wszystko sama, no dobra Glen jej trochę pomaga i cieszy się z tej pracy. Gina mówi, że to będzie rodzinna restauracja.
– Żadnych bogatych facetów? – cóż, nie mogłem się powstrzymać.
Gavin kładzie dłoń na moim ramieniu, okej, zrobiło się bardzo poważnie.
– Jest sama, wszystkie pieniądze są ze sprzedaży mieszkania, nie wzięła od nikogo ani dolara i zapowiada się, że na długo zostanie na miejscu. Chyba w końcu zrozumiała czym jest rodzina i dom.
Jego zadowolony uśmiech, pewność tych słów bolą mnie, zamiast cieszyć.
Co jest do cholery ze mną nie tak?
CZYTASZ
Mindfulness {Luke Hemmings}
Hayran KurguNikt nie chce rezygnować z tego, co kocha, ale czasem kochamy dwie rzeczy, których nie da się mieć na raz, ale co gdy musi się je mieć, co gdy pomimo upływającego czasu nie potrafi się z nich rezygnować. Jakie są skutki wchodzenia drugi raz do tej...