Ktoś wali do drzwi mojego domu. Chyba nigdy się to nie zdarzyło. Biegnę do nich martwiąc się, że może chodzić o jakiś pożar domu, ale okazuje się, że to zupełnie coś innego.
– To powinien być mój pies! – tupie nogami jak mała dziewczynka.
Śmierdzi alkoholem. Musiała wlewać go w siebie litrami, ponieważ jest to nie do zniesienia. Szukam samochodu, zastanawiając się czy jest na tyle głupia, żeby nim przyjechać, ale nie widzę go w pobliżu. Nie daje mi nawet dojść do słowa gdy postanawia kontynuować.
– A nie jakiejś... – kręci głową i nie kończy – Mój, do cholery! I to ja powinnam tu mieszkać! - jest wyraźnie pijana, co oprócz jej wściekłych słów, mówi mi woń alkoholu wypadająca z jej ust – Jest tu teraz?! Wyciągnę ją stąd za kudły! – pijana Gina jest cholernie nieobliczalna.
– Odwiozę cię do domu.
– Jestem w domu!
Ta? To jej dom? Ten mały domeczek w średniej dzielnicy? To nazywa domem? Bardzo późno do tego doszła i to za mało, żebym to przyjął. Ciągnę ją za ramię, nie chcąc, żeby wchodziła do środka. Nie teraz, może nie nigdy. Jak głęboki ma sen? Nie mam pojęcia.
– Wsiadaj do samochodu.
– Nienawidzę cię! - no i wracamy do punktu wyjścia – Nienawidzę!
– To co tu, kurwa, robisz? – jestem tylko człowiekiem.
– Cały czas o tobie myślę – opiera się o mnie – Tak bardzo cię.... – nie kończy, ponieważ rzyga przed drzwiami mojego samochodu, a ja teraz nieustannie będę się zastanawiać, co miała na myśli.
Nienawidzi?
Kocha?
A może potrzebuje?
Chyba potrzebuje, żeby na przykład nie o rzygała sobie włosów.
Wsadzam ją do samochodu, ryzykując, że będę musiał go posprzątać. Gdy tylko dołączam do niej w środku, zaczyna się do mnie dobierać, a raczej do mojej twarzy.
– Masz bliznę – mówi głupio – Bałam się wtedy, że zginiesz i co ja bym zrobiła? – teraz płacze – Gdybyś zginął, nie mogłabym udawać, że cię nie ma, bo naprawdę by cię nie było! – w jakiś pokręcony sposób to ma sens.
– Gina, rozstaliśmy się nie bez powodu.
Staram się nie mieć ich gdzieś, ponieważ wystarczył jeden numerek, żeby wywrócić wszystko do góry nogami.
– Mam w dupie te powody!
Chciałem to usłyszeć dawno temu i sam chciałem to powiedzieć, ale samo mówienie tego nie wystarcza. Trzeba dużo pracować nad samym sobą i wiele rzeczy przewartościować, ale sam nie byłem na to gotowy i dzisiaj wiem, że byłem tak samo winny jak ona i właśnie dlatego nie powinniśmy być razem. Może nie powinniśmy być z nikim.
– Porozmawiamy rano.
– Zostajesz?
Czy kiedykolwiek przestanę się martwić czy kiedyś nie zginie we własnych rzygach?
Nie mam dzieci, a mam Ginę i to najbardziej chora definicja rodzicielstwa z jaką przyszło mi się zmierzyć. Mam też cholernego psa, z którym jeszcze muszę wyjść.
Jak się o nim dowiedziała?
I dlaczego to ją tak wkurza?
Thomas mógłby jej kupić każdego psa jakiego by chciała. Każde pieprzone schronisko, cokolwiek. Nie myślałem, że w ogóle chciałaby mieć zwierzęta. No i pewnie nie chce, po prostu nie może przeżyć, że ktoś może mieć coś czego ona nie. Myślę, że mi zazdrości, bo w końcu zrozumiała, że mam w życiu więcej od niej i ta świadomość daje mi uczucie triumfu, a jednocześnie porażki, ponieważ dalej nie mam tyle, żeby mieć ją. Nie mogę zachowywać się jak nastolatek, bo już nim nie jestem. Nie mogę w kółko ranić innych, żeby być z nią chociażby na chwile.
CZYTASZ
Mindfulness {Luke Hemmings}
FanfictionNikt nie chce rezygnować z tego, co kocha, ale czasem kochamy dwie rzeczy, których nie da się mieć na raz, ale co gdy musi się je mieć, co gdy pomimo upływającego czasu nie potrafi się z nich rezygnować. Jakie są skutki wchodzenia drugi raz do tej...