24 {Szczerość w przyjaźni}

823 88 11
                                    

Ramię w ramie.
Tak właśnie idę z kobietą, z którą przywykłem być pierś do piersi.

Czekam na te momenty, gdy jedno z nas się przysuwa, żeby niepozornie otrzeć się o ramie drugiego. Udajemy, że to się nie dzieje, ale jednak jest inaczej. Nic też nie mówimy, a to do nas niepodobne.

– Dlaczego chciałaś pójść ze mną na spacer?

– Nie wiem, po prostu poczułam, że muszę cię zobaczyć.

Gdybym do niej biegł, ilekroć mi się to dzieje...

– Co u ciebie słychać? – pyta. Chyba nigdy mnie o to nie zapytała.

– Całkiem nieźle. Ratuję ludzkie życia, uczę się nowych przepisów, sadzę nowe rośliny w swoim ogródku.

– Twój ogród jest piękny – mówi.

– Tak? –  obracam głowę bardziej w jej kierunku – To chyba też mówisz mi pierwszy raz w życiu.

– Na pewno ci to kiedyś powiedziałam. W szczególności jak zamiast do sklepu biegłam na niego zerwać coś na śniadanie do twojego dania.

– A ty? Nauczyłaś się gotować?

– Nie, wiesz, że próbowałam, ale mi nie wyszło.

Bo nie chciałaś tak naprawdę się uczyć. Sądziłaś, że musisz to zrobić, bo to robią wszystkie kobiety.

– Thomas też nie gotuje, więc praktycznie cały czas jemy na mieście.

Nie byłoby mnie na to stać. Poza tym uważam, że rzeczy przyrządzone w domu smakują inaczej.

– Jest naprawdę bogaty, co? Czy nie wie, że bierzesz ślub z Oliwierem? – tak jak ja nie wiedziałem.

Fakt, że jest z kolejnym bogatym dzieciakiem powinien sprawić, że nasza znajomość istnieje tylko w przeszłości. Powinienem zostać przy swoim stanowisku ze szpitala. Jakim cudem na prochach byłem silniejszy niż teraz?

Gina

– Nie biorę już ślubu z Olim. Nie mam też pieniędzy rodowych – przewracam oczami – Thomas ma furę kasy.

– Żyjesz na koszt kolesia, którego znasz kilka miesięcy, Gina?

Wszyscy tak reagują. Siostra się aż popłakała z powodu mojej miłości do pieniędzy.

Luke

– Wow, nigdy nie mogłem z tym konkurować, co?

– A ja z twoją pracą, nienawidzącą mnie rodziną..

– Dlaczego my w ogóle o tym rozmawiamy? – pytam wściekły – Przecież to już nic nie zmieni. Podjęliśmy decyzje i nie da się tego cofnąć.

Unosi głowę, żeby na mnie spojrzeć, ale nie odpowiada, zamiast tego otacza ramionami moje ramie i przytula głowę do mojego barku.

– Tylko na chwile... – mówi.

A ja tylko na chwile jej pozwalam, mimo, że reszta tego spaceru trwa z dobrą godzinę, a ona nie puszcza mnie, ani na sekundę.

Chciałbym móc wrócić z nią do domu, ale próbowaliśmy żyć bez jej pieniędzy i nie była szczęśliwa, próbowaliśmy żyć z jej pieniędzmi i ja nie byłem. A nie udało nam się wypracować złotego środka.

*

Docieramy z powrotem pod remizę, gdzie oboje zostawiliśmy swoje samochody.

– Może byśmy to powtórzyli? – brzmi tak nieśmiało, w ogóle to niepodobne do niej – Jakoś w przyszłym tygodniu...

– Nie mogę, zabieram Marię na małe wakacje.

Mindfulness {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz