Rozdział 4 - A Beautiful Lie

652 28 0
                                    

                Nagle świat wokół nas wydawał się nie istnieć. Jego usta miały słodki smak drinka, całował mnie namiętnie ale zarazem delikatnie, otulając jedną ręką moją twarz, a drugą w talii. Niespodziewanie usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i odruchowo od niego odskoczyłam. To szklanka z drinkiem wyślizgnęła mi się z ręki.

                - Nie przejmuj się, potem to posprzątam. – powiedział widząc moją minę i lekko się uśmiechnął. – Wejdźmy do środka, robi się naprawdę zimno. – dopiero teraz zobaczyłam, że pomimo koca strasznie się trzęsę. Byłam zbyt oszołomiona tym co się stało żeby to zauważyć.

                Z jego twarzy trudno było odczytać co chodzi mu po głowie. Otworzył przede mną drzwi i wróciliśmy do salonu. Nagle miałam w głowie totalną pustkę i nie wiedziałam jaki temat mam zacząć albo jak się zachować. Zdjęłam z ramion koc i już chciałam odłożyć go na fotel, a wtedy on chcąc go ode mnie wziąć musnął moją dłoń. Spojrzałam mu w oczy  i znów poczułam to samo co na balkonie. Już objął mnie w pasie, kiedy usłyszeliśmy kroki na schodach.

                - Przepraszam, nie wiedziałem że mamy gościa. – odezwał się męski głos. Gdy się odwróciłam wyswobodzona z uścisku Bena zobaczyłam ciemnowłosego chłopaka. – Nie będę wam przeszkadzał. – uśmiechnął się i już domyśliłam się kim jest. Może nie był uderzająco podobny do Bena, jednak jego uśmiech był niemal identyczny.

                - Jack, właściwie chciałbym żebyś został chociażby na sekundę. Poznajcie się.

                Chłopak podszedł do nas i podał mi rękę.

                - Jack, brat Bena, miło mi. – był trochę niższy od Bena i gdybym nie wiedziała, że jest młodszy od niego to uznałabym, że jest wręcz odwrotnie.

                - Lea. – odparłam i uścisnęliśmy sobie ręce.

                - Nie powinieneś być na praktykach w szpitalu? – zapytał go jego brat zaskoczony jego obecnością.

                - Kazali mi iść do domu. Nie martw się, jestem padnięty więc tylko coś zjem i od razu pójdę grzecznie do swojej sypialni nie przeszkadzając wam dłużej. – uśmiechnął się znacząco do Bena, a tamten tylko cicho się do siebie zaśmiał. Jack skinął tylko głową i poszedł w stronę drzwi balkonowych, a następnie skręcił w lewo. Nawet nie zauważyłam wcześniej, że jest tam przejście do innej części mieszkania.

                - Jesteś głodna? – zapytał Ben. W sumie nie jadłam nic od śniadania, ale nie odczuwałam głodu.

                - Jest dość późno, chyba powinnam wracać do domu. – pomyślałam, że to najlepsze wyjście. I tak już nadużyłam jego gościnności.

                Chyba poczuł się urażony moją chęcią powrotu do mieszkania mojego i Rebeki.

                - Jeśli chcesz możesz nocować  tutaj. – rzucił jakby to było najbardziej oczywiste rozwiązanie na świecie. - Mamy tu pokój gościnny. – sprostował.

                - Chętnie bym została, ale nie chcę żeby Rebecca się martwiła. – odparłam. Tak naprawdę nie chciałam się jej rano tłumaczyć gdzie spędziłam całą noc.

                - Możesz do niej zadzwonić. – zaproponował. Nie było to jednak nachalne.

                - Nie chcę jej budzić. Innym razem. – uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.

[ nuit du rêveur ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz