Rozdział 14 - Alibi

451 25 0
                                    

                - Przepraszam. – powiedział Shannon próbując się uspokoić i przewracał nerwowo bransoletkę w rękach. – Ja po prostu… nie mogę ruszyć dalej. Kiedy już czuję, że to ten moment, wtedy zdarza się coś takiego i trafiam do punktu wyjścia.

                - Nie musisz mnie przepraszać. Mi też jest trudno. – próbowałam pocieszyć zarówno jego, jak i siebie. – Nigdy o niej nie zapomnimy. Ale możemy uczyć się żyć bez niej.

                Powiedziałam niemal jak psycholog, która katowała mnie takimi sentencjami przez kilka lat. Sama nie dałabym sobie z tym wszystkim rady, więc pomimo, że nie lubiłam tam chodzić, to na przestrzeni czasu mogę śmiało powiedzieć, iż mi to pomogło.

                Wcześniej nie wyobrażałam sobie co mógł czuć po stracie Genevieve. Teraz jednak, kiedy Ben umierał zaczynałam go rozumieć. Pomimo, że nie znałam go tak długo jak Shannon moją siostrę, to i tak było mi ciężko. Myślę, że gdyby na jego miejscu był Jared, czułabym to samo.

                - Tu jesteście. – powiedział Jared za naszymi plecami, gdy tylko o nim pomyślałam. – Wszędzie was szukałem.

                Shannon po kryjomu wsunął mi bransoletkę do ręki i otarł łzy.

                - Co z nim? – zapytałam odwracając głowę w jego stronę. Nie widziałam jednak jego twarzy, więc nie mogłam odgadnąć, co się dzieje.

                - Uratowali go. – powiedział z ulgą. – Ale nie wiadomo, czy to się nie powtórzy.

                Oczywiście ucieszyłam się, że Ben nie umarł niemalże na moich oczach, ale wciąż martwiłam się, czy z tego wyjdzie.

                Nagle przy wejściu pojawiła się Rebecca. Spojrzała na naszą trójkę i natychmiast mnie uścisnęła, szepcząc do ucha teksty na pocieszenie. Jack musiał do niej zadzwonić, a ona z pewnością uparła się, żeby przyjechać.

                Wróciliśmy do środka, a kiedy Becky zobaczyła w jakim stanie jest brat Bena natychmiast do niego podbiegła i rzuciła mu się na szyję, po czym zaczęła głaskać go kojąco po policzku i zapewne mówiła mu to samo, co mi przed chwilą.

- Rodzice pojechali już do domu, wy też powinniście. – powiedział do nas Jack tak zmęczony, że oczy niemal same mu się zamykały. Rebecca stała obok niego, udając że nic między nimi nie ma.

                - A co z tobą? – zapytał go Shannon, choć wszystkim nam nasuwało się to samo pytanie.

                - Zostanę. Jakby coś się zmieniło, to was powiadomię.

                Oczywiście wiedziałam, co mogło się zmienić. Mógł umrzeć, albo się obudzić. Nie było nic pomiędzy.

                - Powinieneś się przespać, wyglądasz jak zombie. – powiedziała do niego Rebecca, ale Jack machnął tylko ręką.

                - Mam tu praktyki, zgodzili się żebym przespał się chwilę w pokoju lekarskim. Dam sobie radę, jedźcie do siebie. – jego słowa były skierowane także do Rebeki stojącej u jego boku, ale ona z całą stanowczością powiedziała:

                - Zostanę tu z tobą. Z was wszystkich to ja jestem najbardziej przytomną i wyspaną osobą. Będę stać na warcie, a ty spokojnie pójdziesz spać. – rozkazała Jackowi, a on już wiedział, że sprzeciw nic nie zdziała.

[ nuit du rêveur ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz