Rozdział 44 - If Travel Is Searching

307 15 1
                                    

                Nic nie odpowiedziałam. Najzwyczajniej wstałam od stołu i ruszyłam prosto do schodów, idąc jak w amoku do sypialni. Nie patrzyłam co wyrzucam z szafy, po prostu pakowałam ubrania do walizki. Oczy zachodziły mi łzami ale wiedziałam, że tak trzeba. Tak było w porządku wobec ich obu.

                Sebastian oczywiście pobiegł za mną. Na początku stał w drzwiach i przyglądał mi się jak jakiejś opętanej wariatce, ale w końcu podszedł do mnie i próbował wyszarpać mi walizkę z rąk. Chwycił mnie za ramiona i siłą zmusił, bym na niego spojrzała.

                - Nie rób tego. – powiedział z bólem, a ja zamknęłam oczy.

                - Muszę wyjechać na jakiś czas.

                - Obiecaj, że do mnie wrócisz. – poprosił. Pokręciłam głową.

                - Nie mogę ci tego obiecać. Wrócę, ale nie wiem czy do ciebie. Muszę sobie to wszystko poukładać.

                Sebastian mnie puścił, choć widziałam, że musiał się do tego zmusić. Chciał mi nawet pomóc z torbą, ale zatrzymałam go w przejściu i powiedziałam, że sama sobie poradzę. Został więc w sypialni i przyglądał mi się z antresoli, kiedy zeszłam ze schodów i poszłam prosto do wyjścia. Targałam za sobą walizkę na kółkach i niemalże obijałam się o ściany, nie patrząc dokąd idę. W końcu dotarłam do windy, która na szczęście była pusta. Oparłam głowę o zimny metal i rozpłakałam się jeszcze bardziej.

                Noc spędziłam u Rebeki. Nie powiedziałam nic rodzicom, nie odezwałam się do Jareda, do Sebastiana, do nikogo. Tylko moja kuzynka wiedziała, co się stało. Kilka dni później byłam już w Irlandii. Nie chciałam wyjeżdżać zbyt daleko, ale też gdzieś na zupełne odludzie, gdzie będę mogła pozbierać myśli i pobyć sama. Była to mała miejscowość, pełna zabytkowych kamienic i starych zamków. Wcale nie przeszkadzał mi ciągły chłód, który dawał się mocno we znaki gdy spacerowałam po klifach lub plaży. Wiatr wiał niemiłosiernie, ale był dla mnie orzeźwiający. Pokochałam Donegal za widoki, ale także i za spokój, jaki tu panował.

                Stałam na samym końcu klifu i zastanawiałam się, co ze sobą zrobić. Nie korzystałam z telefonu od kiedy wyjechałam, a ostatnią rozmową telefoniczną, jaką wykonałam było połączenie z Tomem i miało charakter czysto zawodowy. Powiedziałam, że muszę wyjechać na jakiś czas i na szczęście on to zaakceptował, nie pytając nawet po co. Rebecca miała za zadanie trzymać buzię na kłódkę i nie mówić nikomu, gdzie jestem. Sama nawet nie wiedziała gdzie dokładnie jestem, bo powiedziałam jej tylko o Irlandii. Poprosiłam ją tylko by wyjaśniła rodzicom, że musiałam odpocząć i opowiem im wszystko po powrocie. Wtedy byłam pewna, że gdy wrócę, wszystko będzie już postanowione i jedyne co mi pozostanie, to rozwiązanie wszystkich tych spraw. Nie wiedziałam tylko jednej, najważniejszej rzeczy, która pokrzyżowała wszystkie moje plany.

                Spałam w małym pensjonacie prowadzonym przez miłą, starszą kobietę. Każdego ranka szykowała dla mnie śniadanie, gdy wracałam ze spacerów obiad, a wieczorem, przed ostatnim wyjściem na dwór kolację. Miała córkę, która była może z dwadzieścia lat starsza ode mnie. Pomagała matce w prowadzeniu interesu i była równie przyjemną kobietą, co ona. Rozmawiała ze mną na przeróżne tematy, przez co udawało mi się czasem zapomnieć dlaczego tu jestem. Jej mąż pracował w Dublinie, przyjeżdżał na weekendy. Syn chodził do szkoły z internatem, przez co ta biedna, czarnowłosa kobieta siedziała tu całymi dniami sama, mając u boku jedynie matkę. Nie dziwiłam się, że tak chętnie zagadywała gości. Czuła się samotna, bo matka nie potrafiła do końca zapełnić tej pustki. Ja też tak się tu czułam, ale wiedziałam, że nie powinnam narzekać. Zostawiłam w Londynie dwójkę mężczyzn, którzy oddaliby za mnie życie, choć na to nie zasługiwałam.

[ nuit du rêveur ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz