- Tak. – to krótkie słowo wreszcie wyszło na wolność, wcześniej ugrzęzło w moich ustach.
Później widziałam już tylko uśmiech Sebastiana, owacje gości, pierścionek na moim palcu i jego pocałunek. Bałam się spojrzeć Jaredowi w oczy, ale nawet nie miałam okazji tego zrobić. Ludzie zaczęli napierać na nas ze wszystkich stron, składając nam serdeczne gratulacje. Do mojej świadomości nie dochodziło jeszcze, co się stało. Nie potrafiłam jeszcze myśleć o sobie jako przyszłej mężatce, ale zrzuciłam winę na szok.
Uścisnęłam moich rodziców i zaczęłam przeć na przód, byle uciec od tych wszystkich głosów, które dudniły mi w uszach i mieszały się ze sobą. Powiedziałam, że zaraz wrócę, dlatego wszystko spadło na Sebastiana, który nie miał już szansy na ucieczkę.
Pomimo, że nic już mnie nie łączyło z Jaredem to poczułam, że jestem mu winna chociaż zamianę jednego słowa. Byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby znalazł się w tłumie gratulujących mi gości. Tak się jednak nie stało. Jared podpierał stolik i wydawał się jeszcze bardziej mizerny i chudy niż gdy widziałam go na lotnisku. Kiedy stanęłam z nim twarzą w twarz uświadomiłam sobie, że nie wiem co mam mu powiedzieć w takiej sytuacji.
- Wszystkiego najlepszego. No wiesz, z okazji urodzin. – postanowił zacząć. To, jak podkreślił, że to życzenia urodzinowe dało mi jasno do zrozumienia, że nie cieszy się moim szczęściem.
- Dzięki. – odparłam zakłopotana ukrywając to przez zabawę bransoletką. – Nie pogratulujesz mi zaręczyn?
Naprawdę liczyłam na to, że da mi swoje błogosławieństwo. Zastanowiłam się co by się stało, gdyby powiedział, że nie cieszy się z tego powodu i mi nie gratuluje. Zapewne spaliłabym się ze wstydu i pobiegła z powrotem do gości, ale tak czy inaczej musiałam to usłyszeć.
- Gratuluję. – powiedział z wymuszonym uśmiechem i pustym spojrzeniem. Od razu było widać, że nie mówi tego szczerze, ale doceniałam sam fakt, iż zdobył się, by to powiedzieć.
Nie patrzyłam mu już w oczy. Pomimo okularów korekcyjnych doskonale widziałam ten wzrok. Już nie był pusty, obojętny. Była w nim tęsknota, ból i miłość, czyli wszystko to, co wiązało się ze mną, a ja nie potrafiłam nic z tym zrobić.
- Przepraszam. – wyrzuciłam z siebie, co zaskoczyło nie tylko jego, ale i mnie. Pomyślałam, że chociaż to jestem mu winna, choć i tak nic nie zmieni. – Nie chciałam, żeby tak wyszło.
Poczułam, że muszę dotknąć jego dłoni, nieważne jakim błędem miałoby się to okazać. Zrobiłam to delikatnie i niepostrzeżenie, to miała być nasza mała tajemnica. Poczułam jego zimną i chudą dłoń, z zewnątrz zupełnie inną niż zwykł mieć, ale dla mnie była to wciąż jego dłoń, ta sama którą dotykał niegdyś mojego ciała, która wcześniej była zawsze ciepła i gotowa, by mnie dotknąć. Pospiesznie cofnęłam rękę i posłałam mu przepraszające spojrzenie, po czym wróciłam do tłumu.
Później już go nie widziałam. Rebecca wygłaszała toast o tym jak bardzo jest zadowolona z naszych zaręczyn i o tym, że od razu zastrzega sobie prawo do bycia druhną numer jeden. Widziałam, że była bardziej tym podekscytowana, niż ja. Nie chodziło o to, że się nie cieszyłam. To wszystko spadło na mnie tak nagle, niespodziewanie i nawet nie miałam wcześniej okazji by zastanowić się, jakby to było.
Po powrocie do domu Sebastian był wniebowzięty. Starałam się podzielać jego entuzjazm, ale musiałam przyznać, że nie byłam aż tak szczęśliwa jak powinnam być. Zrzucałam winę na szok, ale prawda była taka, że to było spowodowane wizytą Jareda. Pomimo tego, jak bardzo mnie zranił w przeszłości, wcale nie miałam zamiaru się mścić i ukarać go tym samym. Widziałam, że nie cieszył się z moich zaręczyn i zabolało go to, iż powiedziałam „tak”.
CZYTASZ
[ nuit du rêveur ]
FanfictionLea była zwykłą dziewczyną, od zawsze marzącą o karierze fotografa. Po wyjeździe z rodzinnego Bossier City w Luizjanie i przybyciu do Londynu, rozpoczyna nowe życie, w którym wreszcie może spełnić swoje marzenia. Jednak nie wszystko idzie tak, jak t...