Rozdział 6 - This Is War

538 28 14
                                    

                Gdy tylko to powiedziałam, zobaczyłam pędzącego w naszym kierunku Bena. Bracia Leto i Jack byli najwyraźniej zaskoczeni naszym zachowaniem, nie wiedząc co się dzieje.

                - Rebecca tu jest… chciałem zadzwonić, ale cały czas za mną chodziła…

                - Wiem, że tu jest. Musimy… - „stąd wyjść”, chciałam dokończyć, ale usłyszałam za swoimi plecami znajomy dźwięczny głos.

                - Lea? – zapytała Becky widocznie zdziwiona moją obecnością na przyjęciu. Miała na sobie oszałamiającą czerwoną sukienkę z efektownymi wycięciami. Odwróciłam się w jej stronę. – Co ty tu robisz?

                „A co ty tu  do cholery robisz” chciałam zapytać, ale się powstrzymałam.

                - Przyszłam tu z… - już miałam powiedzieć jej prawdę. W końcu jaki miałam wybór?

                - Ze mną. – odpowiedział z uśmiechem Jared i objął mnie w pasie. Ben zmierzył go wzrokiem z lekką zazdrością, ale nic nie powiedział. O dziwno nie czułam się niezręcznie w jego objęciach.

Rebekę chyba usatysfakcjonowała ta odpowiedź, bo odwzajemniła jego uśmiech i stanęła obok Bena. Zauważyłam, że jej widok nie cieszył Jacka, i co oczywiście mnie nie dziwiło, jego brata także. Moja kuzynka wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć od samego jego widoku.

Jared nadal mnie obejmował, a Shannon patrzył na to z lekkim uśmiechem.

- Wiszę ci przysługę. – szepnęłam mu do ucha. On spojrzał na mnie rozbawiony.

- Za co? To mi się nawet podoba. – odparł cicho.

Matka Bena i Jacka znów do nas podeszła. Na widok obejmującego mnie Jareda zrobiła skrzywioną minę i tylko czekałam, aż zepsuje nasz kamuflaż. Na szczęście nie tylko ja o tym pomyślałam.

- Mamo, mam do ciebie sprawę. – Jack rzucił mi się na ratunek i odciągnął matkę na bok.

Gdyby nie Rebecca, już dawno bym stąd wyszła z Benem. Poczułam, że mam już dość tej zabawy. Oczywiście najlepiej byłoby powiedzieć jej prawdę, jednak dobrze ją znałam. Musiała mieć wszystko czego zapragnęła, była typową rozpieszczoną jedynaczką. A kiedy ktoś śmiał ją zranić, nie prędko mu to wybaczała. Nie czułam się do końca winna tego, że spotykałam się z Benem za jej plecami, jednak i tak czułam wyrzuty sumienia, ponieważ ją okłamywałam.

- Czemu nic nie mówiłaś, że przychodzisz? – zapytała Becky z konsternacją patrząc na mój strój.

- Do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy przyjdę. – odparłam. Ona jednak jak zawsze zadawała coraz więcej pytań.

- Gdzie się przebrałaś? Nawet nie zauważyłam, że wzięłaś ze sobą jakieś ciuchy. – nabierała podejrzeń. Ben patrzył na mnie. Wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.

- U nas. W hotelu. – powiedział Shannon, dyskretnie puszczając do mnie oczko, wciąż delikatnie się uśmiechając. – Przynieść wam coś do picia?

Rebecca i ja zażyczyłyśmy sobie Cosmopolitan, a Jared i Ben zadeklarowali się, że pomogą wszystko przynieść. Ben wskazał nam ośmioosobowy stolik, przy którym miałyśmy na nich poczekać.

Był ozdobiony białym obrusem, a na środku stał bukiet kwiatów w czarnym wazonie otoczonym małymi świeczkami. Rebecca zajęła miejsce obok mnie, zostawiając między nami jedno wolne miejsce.

- Jared cię tu zaprosił? – zapytała podekscytowana. Znów moje sumienie krzyczało do mnie „nie kłam”, a ja ponownie go nie posłuchałam.

[ nuit du rêveur ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz