Rozdział 23 - Revenge

455 20 1
                                    

                - Jak mogłaś go nie poznać? – zapytał z niedowierzaniem Shannon, kiedy opowiedziałam mu co naprawdę się wydarzyło w gabinecie.

                - Było cholernie ciemno, poza tym mieli takie same garnitury, maski, fryzurę…  - przekonywałam go, chociaż zdawałam sobie sprawę jak to brzmi. Jednakże taka była prawda – widziałam tylko zarys jego sylwetki i nie przyglądałam się aż tak dokładnie, bo byłam pewna, że to Jared.

                Shannon patrzył mi prosto w oczy, jedynie zerkając co jakiś czas na brata pogrążonego w rozmowie z Emmą i ich matką. Widziałam, że w duchu walczy sam ze sobą, nie wiedząc, czy może mi zaufać. Oczywiście nie obwiniałabym go, gdyby postanowił pobiec teraz do Jareda i wszystko mu wygadać, ale głęboko w sercu miałam nadzieję, że pozostawi to mnie.

                Kiedy zobaczył, że podjechało po nas auto i Jared nas woła, pospiesznie powiedział do mnie:

                - Okej, może to szalone, ale ci wierzę. – zobaczył ulgę na mojej twarzy i szybko dodał: - Ale to nie zmienia faktu, że coś jednak było między tobą, a Benem. Nie chcę mieć tego na sumieniu, bo nie lubię ukrywać niczego przed Jaredem, dlatego powiesz mu to sama jeszcze dzisiaj, albo ja mu powiem.

                Zdawałam sobie sprawę, że to nie w porządku mieć takie tajemnice przed Jaredem. Nie chciałam go jednak ranić i bałam się, iż mi nie uwierzy. A może bardziej obawiałam się, że mi nie ufa.

                Przystałam na ultimatum Shannona, bo nie miałam innego wyjścia. Lepiej było, żeby dowiedział się tego ode mnie.

                - Dobrze, powiem mu. Ale nie tutaj, nie chcę scen.

                Shannon przyznał mi rację i wsiedliśmy do auta. Tam Jared natychmiast zdjął swoją maskę, a potem moją i chwycił mnie za rękę, uśmiechając się.

                - Jack nieźle się postawił Jessice. – zagaił do rozmowy, przez co wszyscy zaczęliśmy rozmawiać na ten temat. W końcu jednak go zmieniono, co nie do końca mi odpowiadało.

                - Widziałaś gdzieś dzisiaj Bena? Chciałem go złapać, ale po tym jak go widziałem na parkiecie, nie mogłem go znaleźć. – zapytał mnie Jared, a wszyscy skierowali na mnie swój wzrok. Shannon jako jedyny patrzył na mnie tak, jakbym wymordowała mu pół rodziny.

                - Ja go widziałam. – oświadczyła Constance, a jego brat nie odrywał ode mnie wzroku. Serce zaczęło mi walić jak młot. – Szedł na górę. Potem go już nie spotkałam.

                Odetchnęłam z ulgą i czekałam tylko, aż podróż powrotna dobiegnie końca. Chciałam mieć to już za sobą, bo wciąż szukałam w głowie odpowiednie słowa, których nie mogłam znaleźć. W takiej sytuacji chyba cokolwiek by się nie powiedziało, zabrzmiało by to źle.

                Kiedy wreszcie dojechaliśmy do Londynu, odwieźliśmy Emmę, Constance i Shannon poszli do niego, a ja zostałam sama z Jaredem w jego mieszkaniu. Wiedziałam, że liczył na to, iż będę u niego dzisiaj nocować, ale po tym co zamierzałam mu wyjawić szczerze wątpiłam, że nadal będzie miał na to ochotę.

                - Ta sukienka jest taka ciasna. – powiedziałam na głos sama do siebie, kiedy tylko weszliśmy do salonu. Koronka zaczęła mnie drażnić, a górna część dusić.

                - Nie mam nic przeciwko, żebyś ją zdjęła. – zaśmiał się Jared i poluźnił krawat, po czym całkowicie go zdjął i cisnął na fotel. Podszedł do mnie i objął mnie w pasie, co jeszcze bardziej utrudniało mi zadanie.

[ nuit du rêveur ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz