O7

19.6K 496 346
                                    

- Japierdole, ty naprawdę jesteś jakaś niedorobiona. - przewróciłam oczami na słowa Maxa, sięgając po jabłko, bo nie miałam czasu nawet niczego zjeść.

- Maximilian! - skarciła go matka. Odwróciłam się w ich stronę, głośno wzdychając.
Tak się stało, że zaspałam. I to dwa razy. Najpierw obudziłam się o dziewiątej, czyli o godzinę za późno, ale i tak bym się w miarę wyrobiła, gdyby nie fakt, że podczas malowania się, zasnęłam przy toaletce. Także z tej racji, idę do szkoły w jakimś rozwalonym koku, pomalowanych rzęsach i dresie, czyli jak ostatni menel, co mi nawet nie przeszkadza, bo chociaż jest wygodnie i ciepło.

- No, ale jak można zasnąć dwa razy! Jeszcze jej dobudzić nie mogłem! - burknął, wyrzucając ręce w powietrze. Fakt, żebym wstała, musiał używać drastycznych środków.

- Boże, kogo ja wychowałam. - Alice pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Oboje z bratem, rzuciliśmy jej oburzone spojrzenie.

- Ale mamo! To nie moja wina, że spłodziłas idiotke!

- Ciebie to chyba w stawie robili. - założyłam ręce na piersi.

- Sio! Do szkoły, ale już! - kobieta wskazała palcem na drzwi.

- Sio?! A co ja jakiś kot jestem? - brunet uniósł brew, wstając z krzesła.

Alice rzuciła mu spojrzenie mówiące, że mamy poprostu wyjść i nie wracać. Parsknęłam, opuszczając pomieszczenie. Wciągnęłam swoje buty, zakładając kurtkę, po czym zarzuciłam torbę na ramię. Chwilę po mnie, na korytarz wyszedł Max, który był już wcześniej gotowy do wyjścia.

- Pa! - krzyknęłam do mamy, otwierając drzwi.

- Nie zabijcie się po drodze! - odkrzyknęła.

Opuściliśmy z brunetem dom, idąc w stronę samochodu. Wzdrygnęłam się, bo było cholernie zimno. Max otworzył pojazd z pilota, a ja od razu wpakowałam się do środka, biorąc gryza jabłka, które trzymałam w dłoni. W końcu i brunet znalazł się w środku auta, a po kilkunastu sekundach ruszył.

Mój kontakt z mamą, naprawdę się polepszył. Zaczęła częściej przebywać w domu na weekendy, a po naszej poważnej rozmowie, która odbyła się pod koniec listopada, nasze relacje wyglądają już prawie tak, jak kiedyś. Stara się nas jakoś wspierać i dużo rozmawiamy, kiedy ma wolne od pracy. Odnowiła nawet kontakt z mamą Williama, Annette i spotykają się co piątek, jeśli moja rodzicielka oczywiście ma czas, aby poplotkować i wypić razem kawe.

Zerknęłam przez szybę, na mijające nas domy i sklepy, czując nagłe podekscytowanie. Zaczął się grudzień, czyli najlepszy okres w Nowym Jorku. Przysięgłam sobie, iż pojadę do centrum, bo nie było mnie tam od dwóch lat, w okresie Bożego Narodzenia. Nasze miasteczko, jest już przyozdobione, a w nocy nawet zaczął padać śnieg, więc poprostu coś co kocham. Ostatni miesiąc roku, to najlepszy czas i nikt nie zmieni mojego zdania.

Nawet nie zauważyłam, kiedy dojechaliśmy do szkoły, będąc zbyt zajętą, zachwycaniem się świętami. Niedługo odbędzie się zimowy bal, na który strasznie nie mam ochoty iść, ale Lu i Oliver nie dają mi spokoju. Baker oczywiście idzie ze swoim chłopakiem Mike'em. Odkąd blondyn dołączył do naszej klasy, trzy tygodnie temu, zaczął spędzać z nami dużo czasu i wychodził sporo z moim przyjacielem. Jak się kilka dni temu okazało, zostali parą. Byłam szczęśliwa, bo Liv naprawdę zasługiwał na miłość. Sam Mike, okazał się być nawet sympatyczną osobą.
Wysiadłam z samochodu, wyrzucając ogryzkę, do pobliskiego kosza na śmieci. Uśmiechnęłam się widząc, jak znowu powoli zaczął sypać śnieg.

- Nie wiem, jakim cudem, tak bardzo to lubisz. - zerknęłam na Maxa, który widząc moją minę, skrzywił się, zmierzając do tego więzienia. - Ta pora roku, to jedna z najgorszych.

I tak Cię nienawidzę || ZAKONCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz