19. Potrzebuję pomocy, której nie chcę.

1.4K 200 180
                                    

Media: Ich Troje - Ci wielcy (Mój Boziu, jak ten tekst pasuje mi do sytuacji Wiktora) 


          Rażące go nawet przez zamknięte powieki światło i ból głowy – to było pierwszym, co zarejestrował po przebudzeniu się. Zmrużył wciąż zamknięte oczy, krzywiąc się, co tylko nasiliło się, gdy usłyszał harmider w miejscu, w którym się znajdował. Gwałtownie rozwarł powieki, by zaraz podnieść się do pozycji siedzącej, przerażony tym co miał wokół siebie

         Co on tu robił? Co on, do ciężkiej cholery, robił w szpitalu?!

         Rozejrzał się dookoła, marszcząc intensywnie czoło. Ktoś coś szeptał, jakaś staruszka lamentowała, składając ręce do pacierza. Jakiś pijaczek, próbował się podnieść się z łóżka, w konsekwencji upadając na podłogę. Głuche uderzenia butów pielęgniarki o podłoże, która najpierw zawołała po pomoc, a potem zaczęła strofować niepokornego pacjenta.

         – Widziała pani jego buźkę? – Usłyszał szeptanie dochodzące z łóżka obok. Wbił wzrok w zlew przed sobą i tylko zaciskające się na białym prześcieradle palce zdradzały targające nim emocje. – Takiego to strach po ciemku spotkać.

         Był skołowany. Bolała go głowa, czuł w ustach suchość. Miał kaca i nawet nie próbował z tym polemizować. Wiedział, że wczoraj upił się bardziej niż zwykle. Szarpnął się, chcąc zejść z łóżka, by znaleźć kogoś, z kim wyjaśni niedorzeczność swojego pobytu tutaj. A jak na złość dwie obecne przed chwilą pielęgniarki wyszły z sali.

         Zabolała go dłoń. Syknął. Przeniósł na nią wzrok i dostrzegł wenflon, od którego biegła niegruba rureczka doprowadzająca do jego żyły zawartość kroplówki.

         – Merde – warknął, ze złością wracają do poprzedniej pozycji.

        Na szybko analizował, mimo rozsadzającego mu czaszkę bólu, co właściwie mogło się wydarzyć po jego upadku. Wniosek natomiast nasuwał się tylko jeden. Aż zgrzytnęły mu zęby, gdy przed oczami pojawiła się ruda łepetyna jego najnowszego żywego utrapienia.

         – Co za skończony kretyn – syknął do siebie cicho.

         Rozejrzał się raz jeszcze. Pijaczek spał, a leżące na dwóch łóżkach po jego lewej stronie, kobiety szybko odwróciły wzrok, udając, że w ogóle na niego nie patrzyły.

          Zacisnął mocniej na sobie zęby, przymykając na moment oczy. Zapragnął zasłonić się czymś, by nie kalać innym piękna tego świata, własną, paskudną osobą. Czuł gorycz i złość, czuł znów to wszystko, czego nie czuł, gdy zamknięty był w czterech ścianach, a co wracało tylko w nielicznych momentach, gdy wychodził do listonosza albo faceta z Tesco, który raz w tygodniu przywoził mu zakupy.

         Nienawidził ludzi. Nienawidził równie mocno, co siebie. Czuł się osaczony w ich towarzystwie. Jak szczur, jak klaun, na którego każdy patrzył, każdy szydził, każdy wiedział, każdy sobie dopowiadał, aż słyszał zewsząd to ciche, choć ostre „morderca".

         – Popamięta mnie gnojek – burknął do siebie, słysząc jednocześnie kolejną porcję szeptów z łóżek obok, których właścicielki rozważały jego poziom zdrowia psychicznego.

          Nie miał psychiki, nie miał serca. Nie miał nic.

         Drgnął, gdy uzmysłowił sobie, że stoi przy nim lekarz. Kompletnie zignorował płynące z jego ust słowa. Odrzucił od siebie cienką kołdrę z zamiarem zsunięcia nóg na podłogę.

PopiółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz