40. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

1.8K 233 175
                                    

Media: James Arthur - Recovery.


          Żebra okazały się być tylko stłuczone. Dawid nawet nie próbował sobie wyobrażać tego, co czułby, gdyby było gorzej. Już teraz miał problemy z jakimkolwiek poruszaniem się. Każdy ruch sprawiał mu ból, każdy głębszy wdech. Przyjmował silne leki przeciwbólowe co osiem godzin i sycząc pod nosem, smarował się maścią.

        Damian Pyryk wrócił jeszcze w sobotni wieczór do rezydencji Sacharewicza, godząc się wcześniej wykupić i dostarczyć odpowiednie medykamenty. Powtórzył po raz kolejny wszelkie zalecenia, postukał palcami o położone na szafce zwolnienie lekarskie, po czym wyszedł. Dawid został sam. Tego dnia już nikt nie wszedł do jego pokoju. On zaś pogrążył się w nabierającym na sile zdenerwowaniu. Stres panoszył się z coraz większą swawolą po jego umyśle, zawiązując jego żołądek w ciasny supeł.

         Nazajutrz musiał zadzwonić do Woźniaka i oznajmić mu, że nie będzie go przez półtora tygodnia w pracy. Jęk wyrywał mu się mimowolnie z ust.

         Zwolni mnie – myślał. – Zwolni jak nic.

        Bo kto trzymałby w pracy osobę, która nie potrafiła przepracować nawet jednego pełnego tygodnia?

          Nie miał pojęcia, co zrobi, gdy straci pracę. Jak spłaci Wiktora? Jak pociągnie dalej raty u komornika? Wszystko zburzyło mu się zanim na dobre zaczęło powstawać. Znów miał ochotę rozpłakać się jak mały chłopczyk. Powstrzymywał to jednak ostatkiem sił, mając świadomość, że płacz mógłby pogłębić ból ciężko doświadczonych żeber.

         Odchylił głowę, stukając nią o ścianę. Zaczynało mu brakować pomysłów na to jak żyć. Zerknął w stronę okna. Od kilku godzin wyzierała z niego tylko ciemność. Wychodziło akurat na to zakazane podwórze, na które nieraz patrzył przez tę wątpliwie czystą szybę.

         Chaszcze sięgające najpewniej kolan, kilka drzew, których gatunku nie znał, nie będąc rozeznanym w tym temacie. Tak naprawdę nie rozróżniłby jabłoni od lipy. Po lewej stronie znajdował się rząd budynków gospodarczych. Nie był pewien, czy były dwa czy trzy. Tylko do jednego mógł dostrzec prowadzące drzwi, gdyż rozchylone były szeroko, z ledwością trzymając się na zardzewiałym zawiasie. Poszarpane dachy żądające napraw, tynk schodzący ze ścian. Wąski pasek czegoś, co kiedyś było betonem i kilka przedmiotów, których nie umiał rozróżnić, gdyż były za daleko. Może to były grabie? A to drugie jakby przypominało drewnianą belę? Nieco bliżej, pośród traw majaczyła góra podziurawionego, niegdyś niebieskiego wiadra.

         Dawid wrócił myślami do Alka, a ściślej mówiąc do Karoliny. Nie miał pojęcia co miał począć z ich przyjaźnią. Skłamałby mówiąc, że się nie bał. Że był bohaterem i chojrakiem, który będzie działał na przekór jej bratu, narażając się, być może, na poważniejsze konsekwencje. A ten chciał, by ten na zawsze odczepił się od dziewczyny. I pewnie wysyłał z bezpiecznej odległości alimenty. W tym bowiem dopiero momencie, gdy zaczął całą sytuacje analizować, zdał sobie sprawę z tego, że przecież nawet nie zaprzeczył.

         Czy jednak był w stanie tak po prostu odciąć się od jedynej przyjaciółki jaką miał? I dla której przecież również był ważny. Był dla niej wsparciem, miał tego świadomość. Jemu jako pierwszemu powiedziała o dziecku. Ona również nie miała nikogo, komu mogła zaufać. Zrobiła to tylko w stosunku do niego... A przecież miał chodzić z nią do lekarza, miał jej pomagać. Teraz najpewniej pomogą jej rodzice, ale czy to to samo? I Alek... czuł, że teraz jeszcze więcej będzie miała z nim problemów. A wszystko dlatego, że nie zaprzeczył. Jednak, czy coś takiego miałoby sens? Niemniej jednak w jego sercu zrodził się niepokój o dziewczynę.

PopiółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz