Media: Belle - Notre Dame de Paris
Tego roku zima zdawała się odpuszczać już na początku lutego. Młodzi cieszyli się temperaturą rosnącą do okolic dziesięciu stopni i przyjemnymi częstszymi promieniami słonecznymi. Starzy jednak kręcili z dezaprobata głowami, burcząc pod nosem:
– Ino zoboczyli troche słońca i już dupy latają. A przyjdzie jeszcze mrozicho siekące. I na zimną Zośkę jeszcze popadać może. A gdzie tam maj! Głupie te młode tero, głupie takie...
Zajączki odetchnęły spokojem, na który stare dewotki narzekały, zachłanne sensacji. Bowiem nic nadzwyczajnego się nie działo. Nie było kolejnych nieplanowanych ciąż, bijatyk i skandali. A te wcześniejsze zaczynały cichnąć, odchodząc powoli w poczet starych i nie godnych większej uwagi.
Karolina wróciła po zdanej sesji do wsi. Cieszyła się ostatnimi tygodniami drugiego trymestru, z niecierpliwością i dozą strachu spoglądając w ten trzeci, na tę ostatnią prostą, która zaprowadzić ją miała do drugiej połowy maja: terminu porodu.
Bała się. Bała jak wszystkie młode matki. Tego, że nie podoła, że nie będzie potrafiła obchodzić się z nowo narodzonym maleństwem. Że nie da sobie rady finansowo i bytowo, nawet jeśli rodzice gwarantowali jej pomoc. Nie zamierzała mieszkać u nich całe życie. Chciała się uniezależnić, chciała być silną kobietą i matką, nawet jeśli będzie tym jedynym rodzicem, które będzie miał jej syn.
Syn. O tym dowiedziała się pod koniec stycznia, na bardzo wyjątkowej wizycie ginekologicznej. Wyjątkowej z dwóch powodów. Pierwszą była zaplanowana próba poznania płci, drugą zaś to, że pierwszy i jedyny raz do gabinetu wszedł z nią Dawid. Poprosiła go o to, ponieważ chciała mieć w tak wyjątkowym momencie przy sobie kogoś ważnego. A skoro nie mogła mieć swojego partnera i ojca dziecka, zapragnęła mieć najlepszego przyjaciela.
Ginger początkowo z rezerwą podchodził do tego pomysłu, ostatecznie jednak dał się przekonać i dwudziestego pierwszego stycznia przekroczył próg gabinetu ginekologa. Czuł się niesamowicie osobliwie i kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie czuł się niezręcznie. Do pacjentek w poczekalni zdążył się już przyzwyczaić, ale tutaj... był w środku. Patrzył na to biurko, te przeszklone gablotki i TEN fotel. Czuł się osobliwie.
Wszystko jednak zaczęło się rozmywać, gdy podczas USG do jego uszu doszedł równomierny dźwięk. Jedyny w swoim rodzaju. Bicie małego dziecięcego serduszka.
Wpatrywał się w nieduży ekranik, w który palcem celował lekarz. Nie słuchał o czym mówił, miał w uszach tylko to równomierne bicie.
– Mały łobuzik – usłyszał w końcu i aż uśmiechnął się z rozczuleniem, jak gdyby to było jego własne. Zerknął na przyjaciółkę, która ze łzami wzruszenia w ciemnych oczach, posyłała mu radosne spojrzenie.
Od tamtego dnia Karolina częściej odwiedzała sklepy z produktami dla niemowląt. Co prawda jej rodzice już jakiś czas temu skompletowali niemalże całą wyprawkę, ale ona nie mogła oprzeć się wizytom w takich miejscach, z których zawsze wychodziła z jakimś drobiazgiem. Czy to śpioszkami, czy kolorową grzechotką.
Odwiedzała również rezydencję Sacharewicza. Staszewscy nie mieli nic przeciwko. Darzyli szacunkiem i zaufaniem pana tego domu, nie zważając na to, że byli jedynymi – nie licząc Dawida – z takim podejściem. Edyta nieraz słyszała złote „dobre" rady, by zabronić córce odwiedzin diabła w ludzkiej skórze. Żeby zabronić, póki nie doszło do nieszczęścia. Były i takie stare matrony, które z pełnym patosu tonem gadały o urokach jakie Bestia może rzucić na nienarodzone dziecko. Kobieta przestała widzieć sens w spieraniu się o to, gdzie prawda zanikała w smolistej mgle fałszu i uprzedzeń.
CZYTASZ
Popiół
RomanceBali się go, bo wyglądał inaczej. Patrzyli z odrazą i niechęcią. Bali, bo dopuścił się rzekomo grzechu najcięższego. Bo mówią, że zabił żonę swą i dzieci maleńkie. Wychodził głównie po zmroku, patrząc wzrokiem swym gniewnym na znienawidzony świat...