Media: Poets of the fall - Where do we draw the line.
Stanął przed jego sypialnią. Wyciągnął dłoń i zatrzymał się, nie będąc w stanie odważyć się zapukać. To było szaleństwo. Właśnie sam pchał się w paszczę lwa, sam wchodził do piekła, które, kto wie, może pochłonie go na zawsze. Ale co miał powiedzieć temu lekarzowi za dwa dni? Że się wypiął na chorego, który przykuty został do łóżka? Nie miał nawet pewności, czy bez tej w pewnym sensie prośby byłby w stanie to zrobić. W końcu Sacharewicz pomógł mu, gdy ten leżał na tym podwórku z rozwaloną nogą. Opłacił mu lekarza. I już pomijając fakt, że przecież był sprawcą całej sytuacji, to nie zostawił go. Zatem mógł chociaż spłacić dług. Choć jeden, bo przecież wciąż miał niemałą sumkę, za którą ścigał go komornik. Aktualnie co prawda skończyły się telefony, ale widział, że to tylko chwilowa cisza, przerabiał to nieraz. I może zmienił miejsce zamieszkania, może się nie zameldował w rezydencji Sacharewicza, ale...oni mieli jakieś swoje sposoby. Do tej pory ile razy się przeprowadzał, tyle razy zostawał odnaleziony.
Stał tak, zastygnięty w bezruchu, próbując oddychać miarowo. Chciał przestać się trząść, by przestać się bać. Chciał wierzyć temu lekarzowi, że gdy wykaże się odwagą, to będzie lepiej, ale...to już drugie szaleństwo, którego się tego dnia miałby dopuścić. Czy nie za dużo tych ryzykownych posunięć jak na jedną dobę?
Przełknął ślinę. Wziął ostatni, głęboki oddech. Zapukał, a potem zamknął naiwnie oczy, jak dziecko, które myśli, że wtedy rozpływa się w powietrzu i nikt go nie widzi.
Cisza. Odetchnął z ulgą, bo przecież to nie jego wina, że spał. A skoro sen był dla niego ważny, to nie mógł mu przeszkadzać. Najwyżej przyjdzie później. Dużo później.
Zaraz jednak przed oczami miał jego rozpalone ciało, które leżało zemdlone od niebezpiecznie wysokiej temperatury. Powinien dostać leki przeciwgorączkowe za jakieś pięć godzin, ale...co jeśli nie działały? Mógł wtedy zrobić jakieś okłady, albo podskoczyć do apteki po coś innego. Z tego, co kojarzył można było naprzemiennie stosować paracetamol z ibuprofenem. Choć też nie wiedział, co aktualnie zażywał. Niemniej jednak mógł właśnie umierać...
Potrząsnął głową.
– Psia jego mać – jęknął cicho i czując jak żołądek podchodzi mu do gardła, a nogi drżą niesamowicie, wrócił przed drzwi i zapukał ponownie.
– Czego chcesz? – Z ledwością usłyszał niegłośne warknięcie dobiegające z wewnątrz.
– Mogę wejść? – zapytał przez drzwi. Czuł się jak idiota, ale wolał się nie narażać.
Nie bój się, nie bój się, nie bój się.
Jak, do cholery, miał się go nie bać?!
– Właź!
Nacisnął więc na klamkę i przestąpił próg jego sypialni. Panował w niej niesamowity zaduch. Zasłony były odkryte, rzucając mdłe światło słoneczne na całość pomieszczenia, które urządzone było podobnie do jego własnego.
Sacharewicz leżał na łóżku. Jego lśniące gorączką oczy wpatrywały się w niego z czymś co miało być irytacją, jednak stało się wyczerpaną żałością. Był blady, przykryty niemal po same uszy, a Dawid i tak miał wrażenie, że trząsł się z zimna. Starał się jednak jak mógł, by nie okazać tego jak bardzo źle się czuł.
CZYTASZ
Popiół
RomanceBali się go, bo wyglądał inaczej. Patrzyli z odrazą i niechęcią. Bali, bo dopuścił się rzekomo grzechu najcięższego. Bo mówią, że zabił żonę swą i dzieci maleńkie. Wychodził głównie po zmroku, patrząc wzrokiem swym gniewnym na znienawidzony świat...