66. Przed burzą zawsze nastaje cisza.

1.4K 187 324
                                    

Media: Thomas Bergersen - Empire of angels.


          Wada serca u płodu została wykluczona.

         Stwierdzona jednak została hipotrofia. Starszy lekarz, o łagodnym spojrzeniu niebieskich oczu uspokajał ją, żeby nie martwić się na zapas.

         – Pani Staszewska, maluszek nie licząc swojej wagi rozwija się prawidłowo.

         – Ale ta waga nie jest normalna – zaoponowała, gładząc się po brzuchu.

         Doktor Kruszyński skinął wolno głową.

         – Niech pani wyobrazi sobie wcześniaka. Już?

          Przytaknęła.

          – Pani synek urodzi się drobniejszy i lżejszy niż przeciętny noworodek. Jak wcześniak. Nie oznacza to jednak, że będzie się gorzej rozwijał niż jego rówieśnicy. Co prawda może mieć problemy z masa ciała, może się zdarzyć, że będzie niższy niż chłopcy w jego wieku, jednak to również nie jest reguła. W wielu przypadkach po upłynięciu pierwszego roku niemowlęta z hipotrofią osiągają normę w odniesieniu do swojego wieku.

          Skinęła bez słowa. Z jednej strony miała ochotę wyściskać tego lekarza za pierwszą nowinę, jaką było wykluczenie wady serca. Z drugiej nic nie mogła poradzić, że słowa Kruszyńskiego odnośnie hipotrofii nie uspokoiły jej. Od tej chwili musiała walczyć z atakującym jej umysł czarnowidztwem.

          Od razu po wyjściu doktora zadzwoniła najpierw do rodziców, którzy nie zamierzali zostawiać córki samej i zatrzymali się na te kilka dni w znajdującym się nieopodal motelu. Potem zaś do Dawida, który szybko przekazał dobre wieści Wiktorowi.

          Ginger, odkąd tylko poznał Sacharewicza nie widział na jego twarzy tak szerokiego uśmiechu. Jego usta rozciągały się w szczerej i niewysłowionej uldze, która odbijała się również w oczach.

          Odkąd dali się ponieść na szerokim stole w wiktorowym gabinecie, nieco się zmieniło. Dawid uspokoił się i w pełni utwierdził w tym, że wcześniej nieco sobie wyolbrzymiał własne osądy. Teraz patrzył na bruneta i uśmiechał się delikatnie, nie zaprzątując sobie głowy irracjonalnym lękiem. Bestia zaś zdawał się żyć obecną chwilą, godziną, minutą, sekundą.

         Są tacy, którzy po osiągnięciu fizycznego spełnienia tracą choć część zainteresowania. Wiktor jednak czuł jeszcze mocniej i jeszcze bardziej pragnął szczęścia tego irytującego rudzielca. Wiedział na czym mu zależy i poddał się temu, odcinając się całkowicie od wszelkich analiz. Nie chciał czuć na sobie jego zaniepokojonego spojrzenia. Nie chciał widzieć w jego oczach chronicznego pytania. Pragnął ze swojej strony zrobić co w jego mocy, by przyczynić się do nastania spokoju, nawet jeśli nie miał pojęcia ile on będzie trwał.

          Wszystko więc, co miało miejsce przez pozostałą część marca i przez kwiecień było temu podporządkowane. Pod ich wspólną potrzebę harmonii, której bez reszty poświęcał się głównie on – rzekoma Bestia.

        – Chcę cię o coś prosić – odezwał się któregoś słonecznego dnia Dawid.

          Odrzucił chwilę temu młotek do wiaderka z gwoździami i przysiadł na spróchniałym powalonym niegdyś konarze.

         Wiktor skrzyżował ręce na piersi i uniósł brew.

          – Czuję, że to jest ten moment, w którym powinienem odmówić.

PopiółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz