47. Cisza przed świątecznym huraganem.

1.6K 213 115
                                    

Media: Lindsey Stirling - Carol of the Bell. 


          W rezydencji Sacharewicza zrobiło się nagle jakby ciszej. Znaczna część ubiegłotygodniowej energii odeszła wraz z Karoliną. Pozostała cisza, która w swym apogeum nasycenia doprowadziła Dawida do niesamowitej irytacji. Ciągle w jego głowie kotłowały się jej słowa, którymi uraczyła go w przeddzień wyjazdu.

         Tylko ty możesz go ocalić przed nim samym...

          – Usłyszałem już jak się śmiejesz – powiedział do siebie, gdy stał w progu swojego pokoju, spoglądając na drzwi prowadzące do jego sypialni – i jeśli myślisz, że pozwolę na to, by to był pierwszy i ostatni raz, to, psia jego mać, mocno się przeliczysz.

          A chciał to usłyszeć. Chciał słyszeć to częściej, choć nie bardzo wiedział, dlaczego aż tak mu zależy. Nie chciał też się nad tym zastanawiać. Potrząsał jedynie głową przy nadmiarze myśli, jakby ten ruch miał je wszystkie rozproszyć. A potem wzdychał cichutko i wracał do przerwanej czynności.

          Został tydzień do Świąt. Siedem dni, podczas których los również nie pozwolił im spocząć na laurach bezczynności i emocjonalnego lenistwa. Dawid miał urwanie głowy w pracy, gdzie z dnia na dzień przybywało ludzi, którzy kupowali na potęgę kapustę kiszoną i susze wigilijne. Uwijał się niemniej niż Dagmara – dziewczyna dwa lata od niego starsza, która pomstując między jednym klientem a drugim stała za kasą i dzielnie ich obsługiwała. Nazywała to „zbiorowym świątecznym pierdolcem" i wyklinała na pech, który sprawił, że jej koleżanka z pracy akurat na okres przedświąteczny musiała się rozchorować. Została więc sama za ladą. Z Dawidem dokładającym towar i czasem z szefem, który wpadał pomóc. Sam Ginger kilka razy stanął za drugą kasą, gdy dziewczyna była już na granicy wytrzymałości. Przy tym też przez owe siedem dni nauczył się obsługi kasy fiskalnej, terminala płatniczego i kilku powtarzających się kodów. Był pewien, że do końca życia zapamięta, że kapusta kiszona to szesnaście, marchew ma numer jeden, a jajka osiemnaście.

           Wiktor zaś... Wiktor ucichł i zaczął zamykać się na powrót przed tym mikroświatem, który stworzył mu się za sprawą pewnego nieznośnego rudzielca. Odeszła mu ochota na słowne potyczki, na rozmowy, na wychodzenie ze swojego gabinetu, z sypialni. Nienawidził Świąt. Był niczym Grinch, który nie mógł znieść tej części roku. Tych zaledwie kilku dni. Choć może nie? Przecież to cały miesiąc... światełka, prezenty, kolędy, to świąteczne świergolenie, które wwiercało mu się w głowę, nawet dwa lata po tym, gdy już wyrzucił radio przez okno. Słyszał to... to Merry Christmas, czy raczej Joyeux Noël. W uszach dźwięczało mu *Douce Nuit – Sainte Nuit śpiewane jej melodyjnym głosem. Z czasem ubarwionym dwoma innymi...

         – Douce nuit, sainte nuit. Dans le cieux! L'astre luit...

         Śpiewała, uśmiechając się, a jej jasne loki spływały kaskadami na ramiona, zasłaniając jej profil, gdy nachylała się nad Annabelle, która własnie unosiła do góry pluszowego kotka, którego dostała od Mikołaja. Druga z bliźniaczek siedziała nieco dalej, na puchatym, jasnym dywanie i ze zmarszczonym czołem próbowała ułożyć swoje pierwsze w życiu puzzle, co rzecz jasna na tymże podłożu nie było zbyt łatwe. Nie chciała jednak dać się przekonać do przejścia na panele.

          A on siedział obok, na fotelu obitym brązowym sztruksem i uśmiechał się z rozczuleniem na ten obrazek. W kominku paliło się drewno, obok stała wysoka, barwnie ustrojona choinka, zostawiając na jego twarzy poświatę różnokolorowych barw, którymi mieniły się lampki.

PopiółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz