7. Pierwsza zasada diabła.

1.8K 252 199
                                    

Media: Chase Holfelder - Every breath you take (cover)



          – Nie stój jak cielę – burknął. Dawid miał wrażenie, jakby każde słowo z osobna w niego godziło. Jakby każde pojedyncze było atakiem wymierzonym w niego. – Po jaką cholerę tu przylazłeś?

         Dawid wolno obrócił się przodem do Sacharewicza. Wziął głębszy oddech, chcąc dodać sobie odwagi. Nie pomogło. Wciąż cały trząsł się, a to tylko się spotęgowało, gdy ujrzał te wściekłe spojrzenie tych czarnych oczu. Mężczyzna patrzył na niego ze stalowym ciężarem, od którego uginał się cały, którego nie był w stanie znieść. Odwrócił wzrok, przenosząc go na fragment zachowanej w idealnym stanie ścieżki.

         – Ja... – zająknął się. – Pan kazał mi wczoraj przyjść, jeśli – urwał i zaczerpnął powietrza – jeśli się zdecyduję.

         – Doprawdy?

         Ginger zaskoczony zapomniał na moment o strachu i spojrzał na niego. Zaraz jednak skonfundował się pod tym miażdżącym wzrokiem, który nie zelżał ani o jotę. Nie bardzo wiedział, co teraz miało miejsce. Przecież nie wymyślił sobie wczorajszej sytuacji. Nie przyśniła mu się. A jeśli Sacharewicz był tak pijany, że dziś niczego nie pamiętał? Jeśli naprawdę tak było, to wpakował się najprawdopodobniej w niezłe tarapaty.

         – Tak...to znaczy...

         Chłopak cofnął się, rejestrując pełen rosnących obaw, że Wiktor wykonał krok w jego stronę. Kontuzjowana noga otarła się o próg, gdy go przekraczał. Stanął na pierwszym stopniu schodów.

         – Czego ode mnie chcesz?

         Dawid zmieszał się do granic możliwości. Robił krok za krokiem do tyłu, aż w pewnym momencie prawie wywrócił się przez rozwiązane sznurówki.

         – Powiedział pan, że mam czas do ósmej żeby przyjść, więc...więc jestem.

         Źle zrobił, że tu przyszedł. Powinien był zostać na tym cholernym krawężniku.

         – Widzę, że jesteś, nie jestem ślepy – warknął mężczyzna.

         Zbliżył się do Dawida na odległość maksymalnie pół metra, a następnie nadepnął na jedną ze sznurówek. Jednocześnie, widząc, że ten chwieje się i traci równowagę, chwycił go nieco powyżej łokcia. Ginger skrzywił się pod wpływem siły tego uścisku. Przeniósł swój wzrok ze swojej ręki na twarz Wiktora. W świetle dnia jego twarz wyglądała jeszcze bardziej makabrycznie. Blizny zdawały się być jeszcze rozleglejsze, mocniej rzucające się w oczy. Wyraźnie mógł zauważyć, ze rozpoczynały się już od połowy szyi, przechodząc na brodę, linię szczęki, ocierając się o jeden z kącików ust. I dalej, aż pod skroń, cudem omijając oko, by  podkreślić jego diabelski wyraz muśnięciem dolnej powieki.

         Chłopak poczuł, że ze strachu robi mu się niedobrze. Oto stał przed nim, oto trzymał go w żelaznym uścisku swoich palców, oto patrzył na niego z tą samą niechęcią, tą samą wściekłością, która wyzierała z niego w nocy.

         – Wypierdalaj – wycedził w jego stronę wolno i wyraźnie, pchając go mało delikatnie i wypuszczając jednocześnie z uścisku.

         Dawid kompletnie nie mógł się odnaleźć w przebiegu wydarzeń. Nie rozumiał co się działo. Przecież sam mu zaproponował, sam powiedział, żeby przyszedł. A jeszcze nie było ósmej. Na pewno.

PopiółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz