Media: Chase Holfelder - Every breath you take (cover)
– Nie stój jak cielę – burknął. Dawid miał wrażenie, jakby każde słowo z osobna w niego godziło. Jakby każde pojedyncze było atakiem wymierzonym w niego. – Po jaką cholerę tu przylazłeś?
Dawid wolno obrócił się przodem do Sacharewicza. Wziął głębszy oddech, chcąc dodać sobie odwagi. Nie pomogło. Wciąż cały trząsł się, a to tylko się spotęgowało, gdy ujrzał te wściekłe spojrzenie tych czarnych oczu. Mężczyzna patrzył na niego ze stalowym ciężarem, od którego uginał się cały, którego nie był w stanie znieść. Odwrócił wzrok, przenosząc go na fragment zachowanej w idealnym stanie ścieżki.
– Ja... – zająknął się. – Pan kazał mi wczoraj przyjść, jeśli – urwał i zaczerpnął powietrza – jeśli się zdecyduję.
– Doprawdy?
Ginger zaskoczony zapomniał na moment o strachu i spojrzał na niego. Zaraz jednak skonfundował się pod tym miażdżącym wzrokiem, który nie zelżał ani o jotę. Nie bardzo wiedział, co teraz miało miejsce. Przecież nie wymyślił sobie wczorajszej sytuacji. Nie przyśniła mu się. A jeśli Sacharewicz był tak pijany, że dziś niczego nie pamiętał? Jeśli naprawdę tak było, to wpakował się najprawdopodobniej w niezłe tarapaty.
– Tak...to znaczy...
Chłopak cofnął się, rejestrując pełen rosnących obaw, że Wiktor wykonał krok w jego stronę. Kontuzjowana noga otarła się o próg, gdy go przekraczał. Stanął na pierwszym stopniu schodów.
– Czego ode mnie chcesz?
Dawid zmieszał się do granic możliwości. Robił krok za krokiem do tyłu, aż w pewnym momencie prawie wywrócił się przez rozwiązane sznurówki.
– Powiedział pan, że mam czas do ósmej żeby przyjść, więc...więc jestem.
Źle zrobił, że tu przyszedł. Powinien był zostać na tym cholernym krawężniku.
– Widzę, że jesteś, nie jestem ślepy – warknął mężczyzna.
Zbliżył się do Dawida na odległość maksymalnie pół metra, a następnie nadepnął na jedną ze sznurówek. Jednocześnie, widząc, że ten chwieje się i traci równowagę, chwycił go nieco powyżej łokcia. Ginger skrzywił się pod wpływem siły tego uścisku. Przeniósł swój wzrok ze swojej ręki na twarz Wiktora. W świetle dnia jego twarz wyglądała jeszcze bardziej makabrycznie. Blizny zdawały się być jeszcze rozleglejsze, mocniej rzucające się w oczy. Wyraźnie mógł zauważyć, ze rozpoczynały się już od połowy szyi, przechodząc na brodę, linię szczęki, ocierając się o jeden z kącików ust. I dalej, aż pod skroń, cudem omijając oko, by podkreślić jego diabelski wyraz muśnięciem dolnej powieki.
Chłopak poczuł, że ze strachu robi mu się niedobrze. Oto stał przed nim, oto trzymał go w żelaznym uścisku swoich palców, oto patrzył na niego z tą samą niechęcią, tą samą wściekłością, która wyzierała z niego w nocy.
– Wypierdalaj – wycedził w jego stronę wolno i wyraźnie, pchając go mało delikatnie i wypuszczając jednocześnie z uścisku.
Dawid kompletnie nie mógł się odnaleźć w przebiegu wydarzeń. Nie rozumiał co się działo. Przecież sam mu zaproponował, sam powiedział, żeby przyszedł. A jeszcze nie było ósmej. Na pewno.
CZYTASZ
Popiół
Roman d'amourBali się go, bo wyglądał inaczej. Patrzyli z odrazą i niechęcią. Bali, bo dopuścił się rzekomo grzechu najcięższego. Bo mówią, że zabił żonę swą i dzieci maleńkie. Wychodził głównie po zmroku, patrząc wzrokiem swym gniewnym na znienawidzony świat...