Media: Garou - Seul.
Bestia z oszpeconą twarzą stała przy oknie w swojej sypialni. Stał, pogubiony w otchłani własnych myśli. Jak to możliwe, że będąc sam przez te trzy lata swojej piekielnej egzystencji żył, nie potrzebując nikogo? Jak to możliwe, że wystarczył jeden leniwy gówniarz, by zaczął tęsknić za czymś innym? Jak to możliwe, że przez te przecież zaledwie trzy tygodnie przyzwyczaił się na tyle do drugiego człowieka, że teraz odczuwał pustkę stworzoną tym, że ten unikał go tak jak i on z całych sił starał się na niego nie trafić.
Patrzył na grube krople deszczu rozbijające się o szybę i zewnętrzny parapet. Cholerny deszcz, który raczył ziemię już któryś dzień z kolei.
Słyszał go, gdy chłopak próbował po ciuchu wychodzić z domu, słyszał niemalże jak wali mu serce, gdy przechodził korytarzem. Słyszał to, mimo tego, że stał w swoim gabinecie, z dłonią na klamce, czekający by wyjść, gdy ten już odejdzie.
Miał świadomość tego, że był to obłęd. Ciągle nie potrafił znaleźć odpowiedzi na pozornie proste pytanie: co dalej? Męczyło go to, a tym bardziej teraz, gdy od prawie tygodnia nie wziął ani kropli alkoholu do ust. Bał się, że pijany i nieświadomy własnych czynów znów zrobi coś... cokolwiek. Krzyknie, wystraszy, podniesie na niego rękę.
Nie chciał.
Ale chciał też...
Już nie wiedział. Nie miał pojęcia, czego chce.
Jęknął, obejmując dłońmi głowę. Wbił paznokcie w czaszkę, zaciskając powieki. Oparł czoło o zimną szybę, a odgłos roztrzaskujących się o nią kropli jeszcze mocniej zagrzmiał mu w uszach.
Przestał sprzątać, to zauważył. Kuchnia, nieporządkowana od kilku dni, poczęła przypominać swój pierwotny obraz. Jedynie hol wciąż zachowywał ślad dotyku jego dłoni. Nie obchodziło go to teraz. A przecież niedawno z taką zagorzałością na to naciskał.
Miał wrażenie, że mary, które od lat wokół niego krążyły, teraz tym usilniej go osaczały. Jakby odbijały sobie z nawiązką te kilka dni, podczas których nieco je od siebie odsunął i ośmielił się patrzeć z niedużej odległości.
Miał świadomość tego, że niesamowicie dużo mu zawdzięcza. Miał świadomość, że wystarczyłoby jedno słowo Dawida, by miał sprawę w sądzie, a być może i dostał karę pozbawienia wolności. Być może w zawiasach za wcześniejszą niekaralność. A może wcale nie...
On jednak wciąż milczał, wciąż się chował, wciąż uciekał. Przed nim... a być może właśnie przed sobą.
Coś zaskrzypiało, gdzieś od strony korytarza. Zastygł na moment bez ruchu, by chwilę potem przejść wolnym krokiem na swoje łóżko. Odgłos szurania rozbił się od ścian.
Ginger z kolei starał się jak najmniej czasu spędzać w domu. Próbował błądzić po Wrocławiu i zaglądać do różnych punktów, gdzie widział karteczki z informacją o poszukiwaniu pracownika. Jednak w końcu odpuścił, widząc jakim wzrokiem mierzyli go ludzie, z którymi rozmawiał. I w najmniejszym nawet stopniu im się nie dziwił. Jego twarz jedynie nabrała kolorów i to bynajmniej nie takich, świadczących o zdrowiu i witalności. Sińce się zaogniły i wciąż wyglądał źle, choć drobne ranki stawały się coraz mniej widoczne.
Bywało więc tak, że kręcił się bez celu po mieście, tylko po to, by nie przebywać w tamtym domu, w tamtej wsi. Raz czy dwa spotkał się na szybką kawę z Karoliną. Dziewczyna miała coraz mniej czasu, czemu się nie dziwił, wiedząc, że próbowała połączyć pracę ze studiami. A przecież to był jej pierwszy rok.
CZYTASZ
Popiół
RomanceBali się go, bo wyglądał inaczej. Patrzyli z odrazą i niechęcią. Bali, bo dopuścił się rzekomo grzechu najcięższego. Bo mówią, że zabił żonę swą i dzieci maleńkie. Wychodził głównie po zmroku, patrząc wzrokiem swym gniewnym na znienawidzony świat...