41. Rysy na stalowych ryglach twierdzy.

2K 208 179
                                    

Media: The Rasmus - October&April.


          Wciąż miał pracę. I choć ten fakty dryfował w powietrzu, będąc niestabilną drobinką kurzu, to jednak nie stał się z miejsca bezrobotny. A to dawało mu możliwość do choć powierzchownej ulgi. Woźniak oczywiście nie był zachwycony, gdy dotarła do niego informacja, że stracił na ponad tydzień pracownika, który nawet jeszcze nie wdrążył się w pełni w swoje obowiązki. Dawid jednak miał umowę o pracę. A to go chroniło, mimo że przecież podpisał ją nie dalej jak tydzień temu. Miał również zwolnienie lekarskie, a jego nieobecność była pierwszą i zdecydowanie nie sposób było mówić w jej przypadku o nagminności.

         – To mi dopiero dorzuciłeś problemów – podsumował mężczyzna ich wcale nie długą rozmowę. – Będę z tobą szczery. Gdyby nie ta umowa, nie wiem, czy pozwoliłbym ci wrócić. I nawet nie chodzi o ciebie, ale potrzebuję kogoś na już. A w tym momencie wiążesz mi ręce, bo nie mogę też zatrudnić nikogo na twoje miejsce. Rozumiem, że to był wypadek, takie się zdarzają. Miej tylko na uwadze, że gdy będę często dostawał do ciebie el czwórki na dłuższy czas, to dasz mi już podstawę do rozwiązania umowy.

         Dawid zarzekał się, że to jedyna i wyjątkowa sytuacja, a Woźniak westchnął tylko na koniec i kazał mu szybko wracać do zdrowia i unikać drabin. Chłopak bowiem swoje stłuczone żebra wyjaśnił upadkiem z tejże, gdy próbował wdrapać się na strych starej szopy.

         – Zacząłbym rozważać owijanie się folią bąbelkową – podsunął któregoś dnia Wiktor, siadając do stołu.

         Obaj czuli się już znacznie lepiej. Wiktor wręcz, jak na niego, normalnie. Dawid zaś z radością mógł przyjąć fakt, że dawał radę poruszać się, nie skręcając się przy tym z bólu. Sacharewicz wraz z mijającym trzecim dniem jego urlopu, uznał, że potrzeba go postawić na nogi w trybie przyspieszonym i nieco szokowym. Zdzierał więc co rano mu kołdrę z łóżka. Kazał chodzić, ubierać się, robić dokładnie to, co robił przed konfrontacją z Alkiem.

         – Nie każę ci biegać – fukał na niego, widząc jego cierpiętniczą minę. – Ale jeśli się nie zaczniesz uruchamiać, to będzie tylko gorzej. Nie masz ich złamanych, nic ci się nigdzie nie wbije, gdy postawisz za dużo kroków.

        Chodził więc. Z kuchni do pokoju, z pokoju do łazienki, z łazienki do holu. Kręcił się czasem nawet bez celu, wydłużając ten czas każdego dnia. Dlatego też w tę sobotę, na cztery dni przed powrotem do pracy, Dawid mógł stwierdzić, że jest w stanie funkcjonować. Ciągle smarował się maścią i skłamałby, mówiąc, że w całości wyeliminował leki przeciwbólowe. Jednak nie zwijał się już i nie klął pod nosem przy każdym ruchu. Ciągle jednak bał się ziewać, choć i to nie przysparzało mu tyle kłopotu i bólu co na samym początku.

         Spojrzał na siedzącego po drugiej stronie stołu Wiktora, który sięgał właśnie po butelkę wina. Wywrócił oczami.

         – Twoje złote rady – mruknął, spuszczając wzrok na swój talerz. Gorące risotto już samym wyglądem sprawiało, że w ustach gromadziło mu się więcej śliny. A do tego ten apetyczny zapach, unoszący się wraz z parą, łaskoczący jego nozdrza.

         Wiktor pozwolił sobie na cień uśmiechu. Chrząknął jednak zaraz, a jego twarz na nowo przybrała poważny, złośliwy wyraz.

         – Radziłbym ci je spisywać. Może wtedy byłaby dla ciebie szansa, że dożyjesz jakiegoś rozsądnego wieku.

         – To akurat nie była moja wina – żachnął się, sięgając po widelec.

         Wiktor prychnął pod nosem.

PopiółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz