18. Gdyż powiedziano: cel uświęca środki.

1.6K 205 219
                                    

 Media: Nightwish - The Islander


         Wchodził po tych schodach, z każdym stopniem czując jak rosną w nim wątpliwości odnośnie tej i tak niepewnej, impulsywnej decyzji. Gdzieś w ich połowie obejrzał się za siebie. Zerknął na zostawione za sobą stopnie, jakby bał się, że mógł gdzieś zostawić choćby odcisk buta. Zacisnął mięśnie szczęki i spojrzał przed siebie. Na ciemny korytarz prowadzący i w lewo, i w prawo. Chciał przecież tylko zobaczyć co tam jest. Nie zamierzał niczego przywłaszczać. Tylko zerknie. Tylko rzuci okiem i może akurat trafi na coś, co da mu pewność.

         Ruszył dalej, czując jak owiewa go szal kurzu, muskający jego skórę na twarzy, wkradający się pomiędzy łączenia nici w materiale jego jasnej koszuli, którą niedbale miał wciśniętą jedną stroną w spodnie. Czuł, jak do gardła podchodzi mu żołądek, jak podekscytowanie miesza się z przyganą sumienia i ze strachem. Zerknął raz jeszcze na dół.

         Lekarz zapewniał, że dziś go nie wypuszczą. Że nim wytrzeźwieje minie kilka godzin. Wierzył tym słowom, jednak idąc korytarzem w losowo wybraną stronę, oglądał się w stronę drzwi frontowych czy aby na pewno nikt przez nie nie wchodzi. Przeszło mu w pewnej chwili przez myśl, że powinien przekręcić zamek na klucz. Zrezygnował jednak, mając świadomość, że gdy teraz zejdzie z tych schodów już na nie nie wróci. A on przecież chciał tu coś znaleźć.

         Choć ciągle nie wiedział dokładnie czego szukał.

         Zapalił światło na korytarzu i wzdrygnął się, gdy rozbłysnęło w wąskiej przestrzeni. Wziął kilka głębszych oddechów i rozejrzał się. Ot korytarz. Podobny do tego, które znajdowały się na dole. Wyłożone drewnem ściany. Kilka obrazków, z których każdy albo był przekrzywiony, albo zerwany z gwózdka i leżał na pokrytej warstwą kurzu podłodze. Ta zaś okryta wzorzystym chodnikiem, który najpewniej niegdyś był kolorowy, teraz przedstawiał wszelkie odcienie szarości i czerni.

         Jedno pomieszczenie po prawej stronie, z rozwartymi na oścież drzwiami, skąd wyzierał mrok, w którym było skąpane. Dwa po lewej, zamknięte, nie dopuszczające do siebie nawet ciekawskich oczu. Szedł, a przeszłość chwytała go w ramiona, drapiąc przy tym po plecach, jakby za karę, że ośmielił się zaburzyć spokój śniących wieczny sen duchów. Szedł, każdym krokiem bardziej bezczeszcząc tę ciszę, tę zastygniętą w nieskończonym punkcie nostalgię. Oglądał się za siebie nerwowo, bojąc się czegoś niezidentyfikowanego. Bo czymże był cichy pisk, który rozległ się z oddali? Czym coś na kształt trzaśnięcia? Może to jego wyobraźnia? A może jednak diabeł wracał, a jego kroki rozlegały się z drugiego końca wsi? A może to duchy? Może zjawy rozjuszone, które czaiły się w cieniach, czekające odpowiedniej chwili, by rzucić mu się do gardła?

        Szedł jednak, czując zimny pot perlący mu się na karku. Szedł, aż przystanął przy otwartym pomieszczeniu. Wysunął przed siebie drżącą nieco dłoń i lekko pchnął drzwi.

         Zapach kurzu, zaduch i jakby kiełkująca od pewnego czasu wilgoć, to wszystko uderzyło w niego, ostrzegając przed zagłębieniem się dalej. Wziął głębszy oddech i zaraz kichnął. Otarł nos rękawem i wszedł do środka. Nacisnął na kontakt, ale nic się nie wydarzyło. Może spaliła się żarówka? A może w ogóle nie było tu żyrandola? Choć gdy zadarł głowę, coś u sufitu kreśliło swoje niezbyt duże kształty. Okna zasłonięte były grubym, czarnym materiałem, uniemożliwiającym przebijanie się promieni słonecznych. Światło dobiegające z korytarza dawało mu zaledwie wstępny obraz pomieszczenia. Jednak i to już wprawiło go w zdumienie. Zdumienie pomieszane z trwogą przebiegającą dreszczem po jego kręgosłupie.

         Wata. Już tuż za progiem witała go poczerniała wata, a im dalej tym było jej więcej. Walała się pomiędzy rozprutymi zabawkami. Pluszaki z porwanymi brzuszkami, oderwanymi kończynami, główkami, które w niektórych przypadkach żałośnie trzymały się całości na pojedynczych nitkach. Rozczłonkowane lalki, porozrzucane kolorowe klocki. Po dwóch stronach pokoju dwa różowe łóżeczka, jednak barwy Ginger nie był w stanie rozpoznać. Ale to nie było mu potrzebne, by mógł stwierdzić, że znajdował się w pokoiku bliźniaczek.

PopiółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz