~2~

4K 420 128
                                    

Po odcumowaniu od pomostu załoga wzniosła żagle i podniosła kotwicę. Razem z wiatrem wypłynęli z portu, a w tym czasie Jeongguk podszedł do steru, oglądając się wokół siebie. Przymknął oczy i nikle się uśmiechnął, gdy po raz kolejny poczuł na twarzy morską bryzę. 

Jeden dzień bez morza mógł porównać do katuszy. Był jak ryba. Nie potrafił funkcjonować bez wody. 

—Jeongguk, dokąd płyniemy tym razem? — zapytał Min, poprawiając sznurki od szmacianej koszuli. Jeon westchnął, kładąc dłoń na ramieniu swojego zastępcy. 

— Dokąd nas wiatr poprowadzi. — rzekł, z uśmiechem wpatrując się w rozszalałe fale. Wziął głęboki wdech, a gdy morska bryza dotarła do jego nozdrzy podszedł do steru, stając przodem do załogi. Jak każdy pirat miał priorytety, lecz by dotrzeć do skarbu musieli odnaleźć klucz. Sama mapa nie zwiastowała bogactwa. Rzecz jasna, w mieszkaniu brata ukrywał większość złota. Nie miał gwarancji, że pewnego dnia nie straci całego dobytku. Tak to przynajmniej nie musiał martwić się o całe bogactwo, które skrywał drewniany domek.  — Ruszamy na zachód! — krzyknął, po czym usłyszał równe przytaknięcie pozostałych. Poprawił rozrzucone włosy na wszystkie strony, a następnie wziął do ręki lunetę. Wyciągnął przestarzałe urządzenie przed siebie, doszukując się tak długo poszukiwanego lądu. Gdy po ośmiu miesiącach wreszcie odnalazł zaginioną mapę, nie mógł przeoczyć takiej okazji. 

O swoich przyjaciół dbał jak o rodzinę, której tak naprawdę nie posiadał. Brat będący częścią straży królewskiej rzadko przybywał do wioski, nie mówiąc już o kontakcie z najmłodszym z rodziny Jeon. Byli jak ogień i woda, czarny i biały. Nie potrzebowali siebie wzajemnie, lecz myśl, że tak naprawdę nie byli na świecie sami podnosiła ich na duchu. 

— Hoseok, dopatrzyłeś się jakichś zniszczeń? — zapytał kapitan, gdy ten wyszedł spod pokładu. Jung raz jeszcze przyjrzał się beżowym, powiewającym na wietrze żaglom, po czym podszedł do rówieśnika. 

— Po raz kolejny twój instynkt nie zawiódł. Cumując do portu uchroniliśmy statek od zniszczeń, a załoga została przy życiu. Słyszał kapitan o straszliwym wypadku? Podobno statek rodziny królewskiej poszedł na dno! Dowiedziałem się, że  tuż pod jego pokładem znajdowały się skrzynie złota, a na samej górze monet spoczywały wysadzane kamieniami szlachetnymi kolie i pierścienie samego króla, zrobione na zamówienie we Francji!

— Na co nam kolejne skrzynie złota. — odparł zrelaksowany mężczyzna, wyjmując Jungowi z ręki butelkę rumu. — Definicja szczęścia i dobrobytu właśnie znajduje się w mojej dłoni. — dokończył, przykładając do ust napój w szmaragdowym szkle. 

— To, co cię interesuje... Mapa wyciągnięta ze zgliszczy statku ojca doprowadzi nas do tego? 

— W rzeczy samej, Hoseok. W rzeczy samej. — powtórzył, wskazując na otoczenie. Dookoła rozciągało się błękitne niebo, na którym nie było ani jednej chmury. Promienie słoneczne ogrzewały deski statku, przez co na pokładzie w godzinach szczytu nie można było nawet usiąść. — To wszystko, co teraz widzimy należy do nas. Przysłowiowa rodzina królewska tutaj wymięka. To my jesteśmy Panami tego świata. Świata piratów, w którym nie trzeba ściskać się gorsetem i zakładać peruk do ramion. 

Jung przytaknął, pochylając głowę. Jeongguk był jego wzorem do naśladowania. Osobą, dla której byłby w stanie poświęcić własne życie. 

— Wracaj na swoje stanowisko. Przed nami długa podróż. — odparł po chwili ciemnowłosy, a niższy tylko kiwnął głową, schodząc z podestu służącego jako miejsce do steru. Jeon raz jeszcze spojrzał przed siebie, unosząc kąciki ust. 

To on był Panem swojego życia. 

~~

Morze za dnia zakładało maskę spokoju. Gdy słońce chowało się za horyzontem, pokazywało prawdziwe oblicze. Nocą uwalniało z głębin wszystkie potwory, które były wrogami ludzi numer jeden. 

Fale. 

Fale, które Jeon Jeongguk tak uwielbiał. Wiedział, że podwijająca się woda była jak człowiek. Z pozoru każda była do siebie podobna, jednak gdy się jej przyjrzymy dostrzeżemy unikalne cechy. Każda z nich chowała w sobie inną historię, przemierzającą całe morze. Miewały sekrety, jak istoty ludzkie, a jeśli chcielibyśmy je poznać, musielibyśmy im zaufać. Dwudziestopięcioletni pirat wiedział, że to właśnie te fale go wychowały. Od małego spędzał czas na łajbach, pomagając ojcu przy dalekich rejsach. Uwielbiał wiatr we włosach. Uwielbiał moment, w którym kadłub zderzał się z falami, tworząc przy tym zimny deszczyk. Uwielbiał dreszczyk emocji, gdy zbliżała się burza.  Uwielbiał morze i prędzej poszedłby na stryczek, niż miałby przenieść się na ląd na stałe. Nie mógłby mieszkać w wiosce, takie życie było przytłaczające. 

Gdy w nocy nie zapowiadało się na burzę załoga spała. Można byłoby rzec, że wszyscy podpici rumem zasnęli na swoich kojach, lecz była to nieprawda. Ktoś musiał obsługiwać statek, więc odbywały się dwie zmiany. Nocna i dzienna. Mimo, że kapitan udzielał się w dzień, lubił posiedzieć z pojedynczymi osobami ze swojej załogi również nocą. Podczas rozglądania się po spokojnym morzu usłyszał krzyk Seojoona. 

— Kapitanie! — powtórzył, podbiegając do mężczyzny. — Kapitanie, człowiek za burtą!

Jeon słysząc to zmarszczył brwi, po czym odszedł od steru, a na jego miejsce wszedł członek załogi. Stanął na samym brzegu rufy, lecz gdy nic nie dostrzegł podszedł do Lee, stając tuż przy jednej z naciągniętych lin. Mężczyzna wskazał na kawałek pękniętej deski, na której leżał nieprzytomny chłopak. Zazwyczaj ratowali takich, a następnie wcielali ich do załogi, o ile się nadawali. Raz jeszcze się obejrzał, po czym przytaknął. 

— Zrzućcie jedną z łodzi i wciągnijcie go tutaj. — rozkazał, po czym dwójka mężczyzn około trzydziestki przystąpiła do działania. Widząc zakrwawioną nogę chłopaka westchnął, kierując się pod pokład. 

Tylko ci z najwyższym stanowiskiem posiadali osobne kajuty. Dlatego też, bez pukania wszedł do pokoju rówieśnika, który z opanowaniem na twarzy czytał kolejne wersy książki. 

— Coś się stało? — zapytał, chrząkając. Jeongguk westchnął, po czym podszedł do bruneta.

— Mamy rozbitka. Przygotuj dla niego odpowiednie środki. Jest ranny, także przyda się jakiś bandaż. — wyjaśnił, a Park ześlizgnął się z łóżka, od razu przystępując do pracy. 

Można było rzec, że Jeon nie zachowywał się jak typowy pirat. Więc dlaczego był uznawany za jednego z najgorszych, którzy nie mieli krzty współczucia? Był taki dla zdrajców, wrogów i ludzi, którzy nie wymawiali jego nazwiska z szacunkiem. Część załogi traktował jak rodzinę, póki wykonywali swoje obowiązki. Był przyjazny, lecz do czasu. W nagłych sytuacjach zamieniał się w potwora siejącego postrach i cierpienie. 

Wrócił do nieznajomego, który został rzucony na ziemię. Westchnął, rozglądając się na boki, czy czasem nie widać zniszczonego statku. Odwrócił chłopaka na plecy, a widząc sine usta zacisnął szczękę. Przyłożył dwa palce do miejsca, w którym sprawdzało się puls, a czując jego nieregularność odrzucił na bok miecz wraz z kompasem i czapką, a następnie rozerwał porwaną i tak koszulę. Widząc przymknięte oczy chłopaka odczuł pewien rodzaj stresu. Jego głęboko ukryte uczucia po raz pierwszy od dawna odezwały się, dostrzegając bladą twarzyczkę rozbitka. 

— Kapitanie, tym powinni się zająć specjaliści. Nie może kapitan ryzykować. To tylko nic nie znaczący człowiek. Codziennie setki takich jak on umiera. — wyjaśnił jeden z mężczyzn, lecz Jeon słysząc to posłał mu tylko zdenerwowane spojrzenie, co doprowadziło do uciszenia pirata. Poprawił podbródek, przystępując do uciskania klatki piersiowej. Gdy to nie pomogło w jednej chwili klęknął na drugie kolano, kładąc jedną dłoń na czole, a drugą na brodzie drobniejszego. Nabrał powietrza, pochylając się nad twarzą nieprzytomnego. 

Wtedy ich usta spotkały się po raz pierwszy. 

Dokładnie brał wdechy pilnując, by naga klatka piersiowa unosiła się. Kończąc odsunął się, kilka razy nabierając powietrze, by nadrobić to stracone. W tym momencie usłyszał kaszlnięcie jasnowłosego, na co wstał z klęczek, spotykając się przy z tym z brawami ze strony załogi. Uratował drobnego chłopaka przed śmiercią, lecz jeszcze wtedy nie był świadom, jaką rolę odegra rozbitek w jego życiu i kim tak naprawdę był. 

— Zdejmijcie z niego te ubrania i upewnijcie się, że noc spędzi w ciepłym miejscu. — mruknął na odchodne do Jimina, który tylko przytaknął, podchodząc do uratowanego ciała. 

I tutaj prawdziwa przygoda dopiero się zaczęła. 

✓Voyage | k.th x j.jk✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz