Rozdział 27

680 36 10
                                    

Kto mógłby przewidzieć co się stanie tego dnia na treningu drużyny Inazumy. Wyglądało to, jak zwykły wypadek. Ale w jakich okolicznościach piłka mogłaby wylecieć zza drzew i trafić dziewczynę prosto w kark. Więc, nie mógł być to tylko wypadek, a bardziej zaplanowane, celowe działanie. Tylko kto mógłby coś takiego zrobić? Może to tamten chłopak? Za pierwszym razem nie trafił i teraz ponawia próbę.

Kiedy tylko ciało nastolatki opadło  na ziemię, wszyscy do niej podbiegli a trener Hibiki zadzwonił po pogotowie. Wybuchła jedna wielka panika. Blond włosy dziewczyny zostały posklejane przez deszcz. Dało się też zauważyć trochę czerwonej cieszy. Cała drużyna skupiła się tylko na pomocy dziewczynie.

Nikt nie zwracał uwagi na otoczenie, każdy był skupiony  na nastolatce. I to był błąd. W cieniu drzew, na całe zdarzenie patrzył się nie kto inny jak oprawca. Z wielkim uśmiechem przyglądał się nieprzytomnej postaci leżącej na mokrej ziemi. Był z siebie dumny, wykonał to zadanie najlepiej jak umiał. A efekt na pewno zadowoli tego, który to zlecił.

Minęło trochę czasu, pogotowie już zabrało nieprzytomną dziewczynę a reszta drużyny pogrążona w myślach, próbowała jakoś wytłumaczyć całą tą sytuację. Takie zajście miało miejsce już drugi raz w tym tygodniu. Nikt nie wiedział, dlaczego akurat Leni. Któryś z chłopaków podszedł do piłki, kiedy ją podnosił zdziwił się, ile ten okrągły przedmiot waży. Oglądając ją ze wszystkich stron, z przerażeniem stwierdził, że w jednym miejscu, zamiast materiału, jest metalowa płytka na której znajduje się najprawdopodobniej krew dziewczyny. Od razu powiedział o tym reszcie a także trenerowi. W tym czasie deszcz jeszcze bardziej zyskał na sile, w dodatku pioruny i grzmoty co chwile przeszywały niebo. Dla bezpieczeństwa pozostałych Hibiki zarządził koniec treningu i kazał wszystkim niezwłocznie wrócić do domów.

Większość osób już się rozeszła. Na boisku zostały tylko dwie osoby. Nathan i Mark. Żaden z nich nie wiedział co powinien teraz zrobić. Z jednej strony obaj chcieli gnać do szpitala, ale również nie byli na to gotowi. Nie wiedzieli jaki widok ich tam zastanie.

Nathan, już od początku treningu miał dziwne przeczucie jednak nie chciał martwić innych, teraz pluje sobie za to w brodę. Może dzięki temu nic by jej się nie stało. Od dawna, gdzieś w głębi serca wiedział, że Leni jest mu bliska. Niestety, myśl że jest to za wcześnie skutecznie tłumiła wszelkie emocje. A chciał to dziś powiedzie, na tym cholernym spotkaniu, na które właśnie by szli. Razem. Najwyraźniej ktoś na górze chciał inaczej i nie dopuścił do tego. Ale kosztem biednej Leni.

Za to Mark, jako kapitan i przyjaciel Leni  miał wyrzuty sumienia. Powinien przecież chronić swoich przyjaciół z drużyny. Zobaczył w tej dziewczynie swoje odbicie. Taka sama zaciętość i zamiłowanie do piłki nożnej. Nie to, że czuł coś do niej, po prostu dla niego była ona kimś z kim mógł dzielić pasję. Przecież jeszcze dzisiaj rano razem grali, uśmiechali się no i spóźnili się na lekcje. Dobrze wiedział, że ten ktoś kto za pierwszym razem kopnął piłkę może wrócić, a mimo to pozwolił dziewczynie grać, narażając ją na niebezpieczeństwo. Powinni to zgłosić od razu do cholery!

Mimo wielkich  wątpliwość, to właśnie Mark zdecydował się pójść do szpitala jako pierwszy. Nathan natomiast popadając w pułapkę swoich myśli, zaczął włóczyć powoli nogami w kierunku domu, nie robiąc sobie nic z szalejącej wichury i deszczu, który już przemoczył całe jego ubranie nie pozostawiając ani jednej suchej nitki.

Za to w domu blondwłosej piękności nic  nie wskazywało na, że ktokolwiek z domowników wiedział o tragedii. Jako pierwszy dowiedział się Byron. Telefon od Marka wywołał niepowtarzalne zaskoczenie na jego twarzy. Jednak już po chwili, owe zaskoczenie zmieniło się w przerażenie a później w złość. Szybko zakończył rozmowę i powiadomił rodzicielkę o tym co się stało. Matka dziewczyny cała roztrzęsiona chwyciła kluczyki do samochodu i razem wyszli do samochodu. Po drodze napotkali Marka, więc Byron zaproponował mu podwózkę z której brunet oczywiście skorzystał. Mimo, że  czuł się dość niekomfortowo w obecności dorosłej kobiety, to i tak nie powstrzymywał się od uronienia łez.

Gdy już razem dotarli do szpitala, roztrzęsiona  matka kazała usiąść chłopcom na krzesłach, a sama podeszła do recepcji spytać się gdzie leży jej ukochane dziecko. Dowiedziawszy się tego, zawołała syna i bruneta po czym razem poszli do sali. Ledwo doszli do odpowiednich drzwi a już zobaczyli mnóstwo lekarzy przy sali dziewczyny.

Byron, mimo iż nie było po nim tego widać, bał się. Tak, on wieki bóg Aphrodite się bał. Już raz prawie stracił siostrę i przyrzekł sobie, że drugi raz nie dopuści do takiej sytuacji. Niestety, nie było go przy niej w tym jednym momencie. I teraz wszystko może się stać. Jego mała biedna siostrzyczka może umrzeć.  Pluł sobie w brodę, że nie powiedział rodzicielce co wyprawia się w Zeusie i o groźbach w kierunku Leni. Może gdyby tak się stało, to dziewczyna by teraz tu nie leżała tylko razem z nim śmiała się z najdrobniejszych rzeczy. Już nawet nie zwracał uwagi, że większość oczu jest skierowana na niego. Różowy mundurek bardzo się rzucał w oczy i przykuwał wzrok wszystkich na około.

Najczarniejsze myśli chodzi po głowach tej trójki. Matka, była bliska załamaniu, Byron ledwo powstrzymywał łzy. Za to Mark już w samochodzie uronił łzę. Teraz nie usiał się powstrzymywać. Na jego twarzy już nie było widać tego wielkiego uśmiechu, którym poprawiał humor wszystkim wokół siebie.

Stając przed drzwiami i widząc wszystkich tych lekarzy, w głowie wszystkich krążyła tylko jedna myśl.

Co tu się wydarzyło?

____________________________________

Okey, zaczynami serię kilku opisowych rozdziałów. 

Mam nadzieję, że się rozdział się spodobał.

Tak, więc do następnego

❤️Autorka ❤️

Anioł Stróż || Inazuma ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz