Rozdział 8

847 33 2
                                    

MARITA

Mery:

Co robisz dziś wieczorem?

Ja:

Nic w sumie, a co?

Mery:

Lecimy na imprezę? Filip pojechał do Belgi, więc można poszaleć.

Ja:

O 20 bądź po mnie :D

Mery:

YES SIR!

Dziś oficjalnie zamknęłam papierkową robotę z koncertem Dawida i Filipa. Te wszystkie dokumenty ciągnęły się za mną prawie 3 miesiące. Nie miałam zbytnio pracy więc zaczęłam przeglądać instagram. Z ciekawości weszłam na profil Filipa, którego nota bene nie obserwowałam i nie zaobserwowałam. Weszłam w jego relacje, gdzie nagrywał filmy ze swojej podróży.

O 15 szef wypuścił mnie z pracy. Postanowiłam wybrać się na małe zakupy. Oczywiście jestem ogromną szczęściarą i spotkałam po drodze Igora.

–Co to kurwa miało być?! Gdzie ty wczoraj byłaś?!– zarzucił mnie agresywnie pytaniami.

–Hej, ciebie też miło widzieć– rzekłam– Z tego co wiem, to Filip do ciebie pisał...

–Co?! Nikt nie pisał! To ja pisałem do ciebie! I to nie raz a milion! Co ty sobie wyobrażasz!– krzyczał.

–Jeśli jeszcze raz na mnie krzykniesz uwierz, że już się nie zobaczymy– ostrzegłam– Filip powiedział mi, że do ciebie pisał, więc myślałam, iż jesteś poinformowany.

–Ale nie byłem... Martwiłem się o ciebie słońce...– rzekł o wiele spokojniejszym tonem.

–Igor... przecież wiesz, że dałabym sobie radę. Idziesz ze mną do sklepu?– zapytałam.

–Nie, bo się spieszę, ale mogę cię podwieźć, gdyż jadę w tym kierunku– oznajmił.

Wsiadłam do jego auta i pojechaliśmy. Pod sklepem pożegnaliśmy się buziakiem w polik i wyszłam z auta. Tuż po wyjściu mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z kieszeni kurtki i odebrałam.

–Dzień dobry siostrzyczko– usłyszałam radosny głos Dawida– I jak samodzielne życie?

–Hejka! A bardzo dobrze, właśnie jestem na zakupach, a jak trasa, pomijając, że wyprzedała się w minutę?– zaśmiałam się.

–Świetnie! Cudownie mi się gra w tej „leśnej" wersji. Niektóre utwory nawet lepiej niż oryginał. Ogólnie to dzwonię, aby poinformować cię, że trasa się przedłuży o kilka dni, bo Maciek załatwił jeszcze parę koncertów– oznajmił.

–Spokojnie, postaram się bardzo nie zniszczyć mieszkania– roześmiałam się– A teraz kończę, bo nie mogę się skupić na zakupach, pa– rozłączyłam się.

Złapałam za koszyk i ruszyłam w głąb sklepu. Zrobiłam zapas makaronów, sosów w słoikach oraz mrożonych warzyw. Dorzuciłam do tego kilka jogurtów, ciastek, czekolad i owoców, a następnie ruszyłam do kasy. Po godzinie znalazłam się w domu, gdzie włączyłam najnowszą płytę Filipa przy której wypakowywałam zakupy. Zrobiłam szybki obiad, który polegała na wymieszaniu makaronu z jakimś sosem i wrzucenie go do mikrofali. Tak pięknie przygotowane danie wzięłam ze sobą do łazienki, a potem skonsumowałam je w wannie.

***

Mery:

Jestem!

Ja:

Idę!

Na dole czekała na mnie Mery oraz... Quebo?! Wait... Co on tu robi? Nikt mi nie powiedział, że to wypad w trójkę... no way...

–Siemka!– przywitał mnie mężczyzna BARDZO MOCNYM uściskiem.

–Dusisz Candy...– wykrztusiłam.

–Przepraszam to z podniecenia– odstawił mnie na ziemie.

Z dziewczyną przywitałam się buziakiem w polik, a następnie pojechaliśmy do centrum stolicy. Po wizycie w The View- jednym z najbardziej ekskluzywnych klubów w WWA­- udaliśmy się do Planu B. Doszliśmy do wniosku, iż ten klub jest bardziej dla nas. Zajęliśmy tam miejsca przy barze i leciał pierwszy... drugi... piąty... dwunasty shot. Odwróciłam się w stronę zadymionego parkietu, przez którego mgłę przebijały się kolorowe, migające światła. Zeszłam z wysokiego krzesła i udałam się do toalety. W kolejce widziałam stado różnych kobiet. Jedne płakały, inne były wpół rozebrane, następne całowały się ze sobą... O nie Mari! Idziesz stąd! Odwróciłam się na pięcie i wpadłam na Mery.

–O dobrze, że jesteś!– powiedziała łapiąc mnie za ramiona– Idziemy dalej– podała mi moją kurtkę.

Założyłam ją i wyszliśmy z owego klubu. Na zewnątrz czekał już na nas Kuba. Gdy nas zobaczył podszedł do Mery, ujął jej dłoń i zmierzył w stronę Marszałkowskiej.

–Chcesz?– zapytał Quebo wyciągając w moją stronę nabitą lufkę.

–Jasne!!– odpaliłam i mocno się zaciągnęłam– Ooo tak...– wypuściłam zalegających w płucach dym.

Ni stąd, ni zowąd podjechał radiowóz. No to pięknie...

–Dobry wieczór, podkomisarz Fabian Wawrzyn. Co tam pani ma?– zapytał mnie, gdy schowałam lufkę za plecy.

–Nic– odpowiedziałam z uśmiechem puszczając lufkę wprost do kratki kanalizacyjnej, na której stałam.

Mężczyzna do mnie podszedł.

–Zielsko– skierował się do współtowarzysza.

Mój urok osobisty i sława Kuby nie pomogły nam. Mężczyźni zgarnęli nas do aresztu na 24 godziny...

24H PÓŹNIEJ

–To co się stało zostaje tylko i wyłącznie między nami– oznajmiłam, szczególną uwagę kierując w stronę Kuby.

–No właśnie, tak będzie lepiej– Mery spojrzała wymownie na Quebo.

–Ale czemu na mnie się patrzycie? Myślicie, że ja wygadam?– zapytał zdziwiony.

–Tak, dokładnie tak myślimy– zaśmiałam się.

***************************************************************************************

Jeśli ci się podobało, zostaw gwiazdkę i komentarz <3 

Minęła Północ|| Taco HemingwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz