Rozdział 64: Anioł, czy raczej diabeł?

48 10 0
                                    

Killer

-Nic, zemdlałaś. Trochę się zmartwiłem dlaczego, ale pewnie dużo nie spałaś w nocy, więc się nie dziwie. Przeteleportowałem cię do łóżka i czekałem aż się obudzisz no i w sumie zapadła noc. -wskazałem na okno przez które było widać tylko ciemność, gwiazdy i księżyc w pełnej okazałości.

Dziewczyna spojrzała na mnie śpiącymi oczyma, widać, że miała niezbyt przyjemny sen.

-Dziękuję... -zeszła z łóżka i mnie przytuliła- Wiesz, w mojej głowie... Głosy walczą o dominację nademną, więc gdybym powiedziala coś nie tak, coś bardzo niemiłego, to tak na prawdę nie ja, a one, te złe...

Podniosłem ją ostatkami swoich sił i znów ją położyłem na łóżko. Ona się uśmiechnęła. Tak dawno widziałem jej uśmiech... Położyłem się koło niej, złapałem za rękę, a Nighty powoli zasypiała. Kiedy zasnęła, wstałem z łóżka i udałem się do biura sprawdzić, czy wszystko okej z moimi listami. Nie chcę by współczuła mi jeszcze bardziej przez moją niekompetencje. Usiadłem przy biurku i zacząłem przypominac sobie straszne rzeczy, których pragnę jednak nie pamiętać. Czasem żałuję, że chciałem przywrócić sobie wspomnienia, ale wtedy karce się w myślach, że nie powinienem tak twierdzić.

Przez chwilę patrzyłem się w piękny księżyc przez okno. Pełnia, jak ja jej nienawidzę. Nie mogę wtedy zasnąć, a to skazuje mnie na katusze myślenia. Nazajutrz mam udać się do mojego wspaniałego "wybawiciela" lekarza. Jego postęp w moim lekarstwie spoczywa na fazie dowiedzenia się czym są te czarne łzy jak i co je powoduje. Właściwie to ja nie chce tam do niego iść. Nie robi żadnych postępów, tylko marnuje czas moją osobą.

W nocy nie byłem w stanie zasnąć choćby na chwilę dłużej niż pięć minut. Postanowiłem nie być takim bezużytecznym i posprzątać kuchnie i zająć się ogrodem. Jeszcze słońce nie wyszło, więc nie muszę się martwić, że Nightmare będzie mnie szukać. Tak jak pomyślałem, tak zrobiłem. Udałem się do kuchni, sprzatnąłem tam trochę, a następnie wziąłem coś na ząb. Taką dobrą, soczystą mandarynkę i gruszke. Zabrałem konewke, a następnie wlałem do niej zimnej wody i udałem się do ogrodu podlać kwiaty. Nie mogę przecież pozbawić ich życia. Muszę ponieść konsekwencje swoich czynów. Po skończonej robocie zauważyłem, że już słońce wschodzi. Usiadłem na huśtawce i zastanawiałem się kiedy by się wybrać do wspaniałego pana lekarza, marnującego czas.

Nawet nie wiem kiedy zamknąłem powieki i znów czarne łzy zaczęły lecieć. Czasem się zastanawiam ile we mnie tej wody się wzięło, że co chwilę płaczę. Położyłem się na plecach i bujając powoli zasypiałem. Zasypiałem uwalniając się od moich myśli, które podpowiadają mi same najgorsze rzeczy...

Hihi, popatrz na to, zasnął. Biedaczysko. Może jeszcze rosołku mamusi? Ach zapomniałam! Przecież ją zabił!

Przestań, już za wiele się wycierpiał...

Hahaha! Mmm co by mu podpowiedzieć? A może się nim zabawię, jest taaaka nuda.

Zostaw go w spokoju, proszę.

Nie ma mowy aniołku! Jest zabawny!

Och...

Killmare || Nasza Droga Ku ZagładzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz