Rozdział 74: Listonosz

48 5 0
                                    

Killer

Spojrzałem na nią ze śmiechem. Nie pojmuję  czemu aż tak się martwi, ale po części ją rozumiem. Sam się martwię, ale nie do takiego stopnia co Nighty. Przytuliłem ją znowu.

-Spokojnie, kochanie, nauczyliśmy ją dużo rzeczy przez ten tydzień, na pewno nic jej się nie stanie. -liczyłem, że Night da sobie już spokój, ale jednak się przeliczyłem.

Przez dobre pięć minut nawijała o tym, jak bardzo troszczy się i martwi o naszą kotkę Kime. Oczywiście ją zapewniałem, że wszystko będzie dobrze, aż w końcu się poddała i dała spokój. Siedzieliśmy tak spokojnie, póki nie zapukał do naszych drzwi jakiś gałgan. Pewnie ktoś z miasta. Moja kobieta oczywiście zbulwersowała się jak i pomyślała, iż ów człek przyszedł powiedzieć, że nasza Kima została znaleziona gdzieś martwa. Wstałem z kanapy i otworzyłem drzwi.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? -powiedziałem zniechęcony, a Nightmare przyglądała się temu wszystkiemu z daleka.

-Witam, jestem personalnym listonoszem od pana Science. Przyszedłem przekazać panu wiadomość, że pan Science oczekuje pańskiego przybycia na kontrolę. Prosił również, żeby tej pan nie przegapił tak jak ostatnio. Przepraszam za najście, do widzenia. -powiedział co powiedział i sobie poszedł.

Westchnąłem i zamknąłem za nim drzwi. Oczywiście, że będę musiał na nią pójść. Nie wiem jednak, czy Nighty mnie puści samego, a jeśli nie, to nie byłoby z kim zostawić Kimy, chyba że wzięlibyśmy ją ze sobą, albo dała by radę sama w domu. Nie mam pojęcia ile kazałby mi siedzieć u siebie Sci, a wolałbym nie martwić Marusie. Jest wtedy straszna. Bardzo straszna. 

Wróciłem do Night na kanapę i tak siedzieliśmy w sumie rozmawiając o błahych sprawach jak i rzeczach. Przyjemnie nam się rozmawiało, tak jak zawsze. Później siedzieliśmy w ciszy. Lubiliśmy tak siedzieć i nic nie mówić. Po prostu docenialiśmy swoją obecność razem. Trochę potem wróciła Kimcia brudna z błota. Wziąłem ją i poszedłem wykąpać, a Nighty zaczęła robić przekąski dla naszej trójki. Trochę śmieszne, ale czuję się jak rodzic, a nawet nie ożeniłem się z Marusią. Po kąpieli, zawinąłem kotkę w ręcznik a następnie usiadłem z nią na kanapie po drodze zabierając szczotkę. Wytarłem ją ręcznikiem i od razu poczesałem, a następnie ona poszła do kuchni, a ja odniosłem rzeczy. Udałem się do salonu i znów usiadłem na kanapie czekając na Nighty i Kimę. Wkrótce przybyły obie z jedzonkiem, zjedliśmy i oglądaliśmy telewizję. To chyba najnormalniejszy dzień w naszym życiu. Jestem zadziwiony takim obrotem spraw. Myślę też nad wypisaniem się z zawodów, bo po co mi to, tak czy siak wiem na ile mnie stać i nie potrzebuje, żeby inni o tym wiedzieli.

Killmare || Nasza Droga Ku ZagładzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz