XI

7K 370 80
                                    

      Deszcz już dawno przestał padać, a Amanda nieświadoma, że szuka jej cała wataha, smacznie spała dalej.

      Może miałaby szansę się obudzić, gdyby ktoś nie dbał o jej dobre samopoczucie i słodką nieświadomość.

      Dziewczyna nie wiedziała, że tajemniczy opiekun już drugi raz ratował jej życie, a dług wdzięczności wciąż wzrastał. Poza tym opiekun wcale się nie śpieszył z odbieraniem należnej sobie własności. Chciał, żeby wszystko potoczyło się naturalnym torem. Co prawda był wściekły na brata kretyna idiotę, ale jeszcze nadarzy się okazja, by dać mu solidny pokaz manier i nauczyć szacunku do kobiet.

      Pogładził śpiącą Amandę po policzku, zasmucony przyglądając się jej siniakom i zadrapaniom. Z trudem powstrzymywał się przed uleczeniem tych ran, ale postanowił, że skoro Jasper ubzdurał sobie, że jest chodzącym bohaterem i potrafi dbać o swoje, to zapewne nie sprawi mu większego problemu uzdrowienie własnej partnerki.

      Spędził przy brunetce naprawdę dużo czasu, choć większości z niego nie była zupełnie świadoma i wiedział, że książę nie poradzi sobie z tak błahym problemem. Już teraz zbudowała wokół siebie solidny mur, który po tym wydarzeniu zmieni się w niepokonaną fortecę.

      Gdyby wilkołaki miały, chociaż odrobinę rozumu, to może alfa zrozumiałby, że partnerka powinna być jego oczkiem w głowie, a nie ozdobą na bankietach i bezwolną ofiarą, spełniającą wszystkie jego rozkazy.

      Poza tym niepotrzebnie martwił się takimi rzeczami. Na idiotyzm nie wynaleziono jeszcze lekarstwa, więc choroba obu Withellów była nieuleczalna.

      — Wkrótce o nich zapomnisz — westchnął cicho, ostatni raz spoglądając na podopieczną.

      Przypomnieli sobie, więc musiał się ulotnić. Tym razem jednak zapach pozostanie i Jasper od razu zorientuje się, że główny wróg od dawna działa.

      Był ciekawy, do czego posunie się wilkołak, by chronić swoją własność. Miał nieodparte wrażenie, że wpłynie to bardzo niekorzystnie na Amandę, która nie podporządkuje się woli nowego właściciela.

      Samo słowo właściciel budziło w nim odrazę, ale przełykał je z myślą, że dzięki zbyt pewnemu podejściu księcia do sprawy, zyska zdecydowaną przewagę.

      Właściwie to już ją miał, ale im więcej, tym lepiej.

      — Do zobaczenia, Hale — pocałował wciąż śpiąca dziewczynę w czoło i ulotnił się, zostawiając ją na pastwę wilkołaków.

      Wraz ze wschodem słońca pojawił się Withell, z niesmakiem spoglądając na swoją przemokniętą, przemarzniętą i poturbowaną przeznaczoną.

      Zmarszczył nos, orientując się, że jej zapach przeplata się z tym, którego ponad wszystko nie znosił.

      — Podstępny wampir — burknął, biorąc Amandę na ręce.

      Wciąż spała, ale wiedział, że to za sprawą magicznych umiejętności intruza. Miał nadzieję, że ograniczył się tylko do tego i nie tknął jego partnerki, która byłaby teraz skażona kimś, kto w czystej linii pochodził od znienawidzonego przez cały klan króla wampirów.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz