XXVIII

4.7K 252 41
                                    

      Zanim Dantemu udało się rozgryźć system i zlokalizować Hale, stracili cały następny dzień.

      Kiedy więc dwa dni po ucieczce luny znalazł w końcu odpowiedź na pytanie, gdzie się zaszyła, kamień spadł mu z serca i od razu pobiegł do Jaspera, żeby przekazać mu dobre wieści.

      — Nie uwierzysz — powiedział Silveres, schodząc do salonu, gdzie alfa w gorączce pochylał się nad mapą świata.

      Przypuszczał, że dziewczyna mogła być teraz wszędzie, a jeśli zorientuje się, że ma w dłoniach narzędzie własnej zagłady, szybko się go pozbędzie, a oni będą błądzili jak dzieci we mgle.

      — Udało się? — uniósł wzrok znad stołu na przyjaciela, wpatrując się w niego z iskierką nadziei.

      — Castle Cambe, Anglia — wyrecytował z uśmiechem Dante. — Problem polega jedynie na tym, że najbliższy lot mamy dopiero o pierwszej w nocy.

      — Szlak by to — przeklął Jasper, intensywnie zastanawiając się nad innymi możliwościami, ale niestety prywatnego samolotu nie posiadał, więc byli zdani na łaskę lokalnego przewoźnika. — Rezerwuj bilety. Nie pozwolę, żeby mi uciekła.

      Odrzucił papierową mapę w kąt, włączając Google Maps w telefonie i nalewając sobie do szklanki sporą ilość whiskey.

      — Kiedy cię już dorwę, Hale, nigdy więcej mi nie uciekniesz — powtórzył, smakując te słowa i pochłaniając jednym haustem całą zawartość kryształowego naczynia.




***



      Victoria zniecierpliwiona bębniła palcami o marmurowy blat stolika, nie mogąc na niczym się skupić, a już na pewno nie na śniadaniu, które właśnie podała Klara.

      — Znalazłeś? — zapytała po raz setny syna, równie strapionego, co ona.

      Władca odbył już niezliczoną ilość rozmów telefonicznych, więc wampirzyca spodziewała się w końcu pozytywnych wieści.

      — Tak — otrzymała wreszcie wyczekiwaną odpowiedź. — Zatrzymała się w Castle Cambe u rodziny.

      — No to na co jeszcze czekasz? Łap swoich pilotów i leć, zanim ten pies cię uprzedzi! — królowa wypchnęła Colina na taras. — Możecie zatrzymać się w jednym z naszych szkockich zamków. Wystarczająco dużo tam służby i ochrony.

      Nie słuchał, co miała jeszcze do dodania. Z nadludzką prędkością okrążył posiadłość i skierował się na prywatne lądowisko, urządzone na polanie za lasem okalającym pałacowy park.

      Nie musiał nawet wydawać specjalnych poleceń, gdyż maszyna czekała na niego w pełnej gotowości, odkąd Withell zadzwonił i zażądał zwrotu swojej zagubionej własności.

      Król nie miał czasu uczyć go dworskiej etykiety oraz przedstawiać całej listy wskazówek, jak powinno się traktować kobiety, ponieważ od razu zrozumiał, że Amanda po prostu uciekła od tego idioty.

      Przez pół dnia starał się myśleć tak jak ona i wreszcie doszedł do wniosku, że gdyby był na jej miejscu, uciekałby w rodzinne strony, a rodzinnymi stronami dziewczyny był Londyn.

      Bez problemu znalazł adres jej rodziców, a potem tylko poprosił oddanych sobie arystokratów, by ich odwiedzili i grzecznie zapytali, czy mogliby porozmawiać z ich córką. Pani Alice na szczęście okazała się bardzo otwartą osobą i bez ogródek oznajmiła przemiłym panom z urzędu, że brunetka po wyjątkowo ciężkich chwilach w Ameryce, zatrzymała się u babci w uroczym Castle Cambe.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz