XXXI

4.7K 243 25
                                    

      Dante z niedowierzaniem patrzył na martwe ciała, które leżały w poprzek korytarza i bezdyskusyjnie jedno z nich należało do Jaspera Withella.

      — Wysmarowałaś wszystkie kryształy trucizną — wyszeptał trochę z przerażeniem, a trochę z uznaniem Silveres.

      Przyklęknął przy nieżywym przyjacielu i położył dłoń na jego jeszcze ciepłym policzku.

      — Kochałem cię jak brata, ale zbyt wielu już zginęło za twoich rządów — jeszcze chwilę patrzył na alfę, zanim pochylił się nad drugim ciałem.

      Christian Hopkins miał wyrwane serce, więc zapewne Withell w kolejnym napadzie szału bezmyślnie pozbawił go bezcennego organu. Zresztą kto wie, może trucizna zdążyła mu namieszać w głowie, zanim podniósł rękę na starego wilkołaka i odebrał mu życie.

      Wilki musiały wyczuć, że coś złego się stało, bo coraz więcej zaczęło się ich wyłaniać z lasu. Dante wyprostował się i zanim wyszedł przed dom, by wyjaśnić stadu nową sytuację, zgarnął do śmieci wszystkie kryształowe naczynia z kuchni. Wystarczająco żyć pochłonęły już ostatnie wydarzenia.

      — Alfa nie żyje — oświadczył krótko, ale nikt nie uronił ani jednej łzy na te smutne wieści. — Zgodnie z prawem nowym alfą został Trein Withell.

      Wilkołaki niechętnie pokiwały głowami i oddaliły się, zostawiając Silveresa samego ze swoim problemem dwóch ciał gnijących w domu. Z pewnością bały się brata Jaspera, bo podejrzewały, że będzie równie okrutny i zapatrzony w siebie. Dante też tak sądził, dopóki na własne oczy nie zobaczył, że miłość upodobniła Treina do przybranego ojca. Chłopak zrobił się odpowiedzialny i opiekuńczy, a jego zgorzkniałość i pragnienie władzy zostały stłumione. Dla watahy była to nadzieja na zbudowanie silnego stada, bo gdy fundament jest dobry, domem nic nie zachwieje.

      — Zaczekajcie! — krzyknął do odchodzących w las wilków. — Być może Jasper nie był dobrym alfą, ale należy go z szacunkiem pożegnać. Miejcie to na uwadze.

      Zmienni zawyli zgodnie, przychylając się ku prośbie bety, który niechętnie wrócił do środka i zajął się dawnymi przyjaciółmi.




***



[W tym samym czasie]

      Amanda leżała skulona na chłodnej posadzce i starała się opanować drżenie całego ciała, a także mocny ból promieniujący gdzieś z okolic żołądka. Wnętrzności paliły ją, ale był to inny rodzaj ognia od tego, który towarzyszył jej przy ugryzieniu Withella i przemianie.

      Chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle, a usta spierzchły, jakby od miesiąca nic nie piła. Nie płakała, ale była na krawędzi wytrzymałości, więc spodziewała się, że może pęknąć w każdej chwili.

      — Amanda! — król w sekundzie znalazł się przy niej, zaalarmowany okrzykami poddenerwowanych pielęgniarek. — Staraj się uspokoić oddech.

      Starała się, ale nie było to wcale łatwe, zważywszy na to, że miała wrażenie, jakby ktoś położył na jej klatce piersiowej stos cegieł. 

      — Wezwać lekarzy! — Deveth delikatnym ruchem odgarnął jej włosy z twarzy, za co była mu naprawdę wdzięczna.

      Wampirzyce rozbiegły się w pośpiechu, by po dłużących się w nieskończoność sekundach, pojawić się znowu w asyście wyszkolonych naukowców, którzy hobbystycznie zajmowali się medycyną. Przynajmniej Hale miała takie wrażenie, bo wszystkich uznawała za cudotwórców, słysząc o ich wyczynach.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz