XIV

6.3K 334 18
                                    

      Szli długim korytarzem, który prezentował się nawet całkiem przytulnie.

      Niezupełnie przypominał nowoczesne wnętrze poprzedniego lokum, w którym była przetrzymywana Amanda, ale od razu poczuła się w nim bezpiecznie.
    
      — Ładnie, prawda? — zagadnął Dante, widząc zachwyt luny, ale Hale skrzywiła się zniesmaczona.

      Właśnie prowadził ją do lochów, gdzie bezczelnie i wbrew prawu przetrzymywali jej przyjaciółkę, jednak miał czelność rozmawiać z nią o wystroju wnętrza jakiegoś psiego domu.

      — Jeśli choć włos spadł jej z głowy, przysięgam, że zrobię wszystko, żeby wam zaszkodzić — syknęła złowieszczo, a wilkołak rozpromienił się, jakby zapewnienie dziewczyny sprawiło mu wielką przyjemność.

      — Oczywiście, luno — zakpił, zatrzymując się przed jedynymi drzwiami, które w całości obite były metalem.

      Z kieszeni spodni wyjął kartę magnetyczną i przyłożył do zamka. Ciche kliknięcie oznajmiło Amandzie, że zaraz zobaczy przyjaciółkę, ale zobaczyła coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Schody prowadzące w dół były drewniane, a ściany oświetlały lampy w kształcie sześciokątów, które wystarczyło dotknąć, by się zapaliły. Towarzyszył im ciepły beżowy kolor, który wcale nie wzbudzał poczucia zagrożenia.

      — Panie przodem — zażartował Dante i przepuścił ją w drzwiach, a ona pewnie zaczęła schodzić w dół, przytrzymując się poręczy.

      Długo to nie trwało, bo zaraz jej oczom ukazał się korytarz bardzo podobny do tego w domu. Po obu jego stronach było po kilka całkiem normalnych drewnianych par drzwi, a do nich przyczepione zostały tabliczki z numerami.

      Nie miały otworów na klucze, ale magnetyczne zamki, do których potrzebna była specjalna karta. Gdzieniegdzie stały piękne kwiaty w dużych ozdobnych donicach, a na ścianach wisiały obrazy.

      Hale patrzyła na to wszystko będąc w kompletnym szoku.

      — To są wasze lochy? — wyrzuciła z siebie, zapominając, że miała się nie odzywać do wilkołaka.

      — Poziom A — wyjaśnił z uśmiechem — są jeszcze dwa niższe poziomy, B i C, które mogłyby ci się już nie spodobać. Szczególnie C.

      — Dwa niższe poziomy? To, kogo tam trzymacie? — Silveres skrzywił się, ale mimo to odpowiedział.

      — W zależności od przewinień kary są różne. Ostatni poziom przeznaczony jest dla zdrajców, oszustów, buntowników, gwałcicieli i morderców. Teraz nikogo tam nie trzymamy.

      — A poziom B? — zaryzykowała, prowadzona ciekawością.

      — Dla złodziei, jeśli jacyś się znajdą i innych, których przewinienia są zbyt błahe, by poddać ich brutalnej karze.

      Pokiwała głową ze zrozumieniem, chociaż kompletnie nic z tego nie rozumiała.

      — Gdzie jest Dagmara? — wróciła do tematu, który najbardziej ją interesował.

      — 12A — podprowadził ją pod same drzwi — i źle z nami nie ma, więc masz czas, by przemyśleć swoje zachowanie, luno. Jasper zarządził dwa tygodnie kwarantanny, więc masz go sporo.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz