XV

6.2K 327 25
                                    

      Amanda przyłożyła kartę do drzwi i po chwili usłyszały ciche kliknięcie.

      — Wolność — szepnęła do Dagmary, której twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. — Musimy być bardzo cicho, bo wilkołaki mają wyostrzony słuch.

      — Dobra — odszepnęła czarnowłosa. — Jaki mamy plan? Wychodzimy tak po prostu i zwiewamy do lasu?

      — Możemy im ukraść auto, jeśli nie masz nic przeciwko — zaproponowała nieśmiało, ale bała się trochę ryzykownego planu, rodzącego się właśnie w jej głowie. — Mam prawko, poprowadzę — zapewniła, ale Dagmarze zrzedła mina.

      — Niby jak ukradniemy kluczyki? — prychnęła, unosząc jedną brew. — Stracimy tylko czas na ich szukanie, a oni zdążą ogarnąć, że coś jest nie tak.

      — To była luźna propozycja, nie unoś się tak, bo nas usłyszą — syknęła Amanda. — Idę pierwsza, ty za mną. Pod żadnym pozorem nic nie mów — pouczyła ją, bo doskonale znała temperament swojej przyjaciółki i wiedziała, że w razie niebezpieczeństwa ta będzie walczyć, zamiast się chować.

      — Za kogo ty mnie masz? — mruknęła niezadowolona Dag. — Nie zamierzam reszty życia spędzić jako służąca tych kundlów. Czy ty wiesz, co ten cały Dante mi proponował?

      — To ty go znasz? — Hale z zaciekawieniem zawiesiła wzrok na dziewczynie.

      — Tak! Przyłaził tu i ze mną gadał! Bezczelny typ ewidentnie chciał seksu! — krzyknęła oburzona, zanim brunetka zdążyła ją uciszyć.

      — Co? Proponował ci, żebyś poszła z nim do łóżka?! — Amanda z niedowierzaniem pokręciła głową. — Nie wierzę, to obrzydliwe.

      — Dosłownie nie, ale między wierszami owszem — doprecyzowała przyjaciółka, ale Hale usłyszała już wystarczająco.

      Zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi i wypchnęła dziewczynę na korytarz, przykładając palec do ust, zanim czarnowłosa zdążyła wyrazić zbyt głośno swój sprzeciw. Szły szybko i starały się poruszać bezszelestnie, a że tunel był dosyć krótki, w mgnieniu oka znalazły się na schodach. Przez cały czas Hale kurczowo trzymała rękę Dagmary, jakby się bała, że ta zaraz zniknie.

      Przed drugą przeszkodą obie się zawahały. Nie miały pewności, że po drugiej stronie jest czysto, ale to była jedyna i niepowtarzalna szansa, żeby się o tym przekonać.

      Luna drżącymi dłońmi przyłożyła kartę do metalowych wrót, modląc się, żeby dźwięk nie był zbyt głośny i nie zwrócił na nie niepożądanej uwagi. Przez chwilę stały jedynie, ściśnięte przy sobie jak trusie, ale w końcu Amanda zrobiła krok w przód i wyślizgnęła się na korytarz, z ulgą stwierdzając, że jest pusty.

      Dagmara dołączyła do niej zaledwie kilka sekund później, ale dla niepoznaki zamknęła drzwi, aby ktoś przypadkiem przechodząc, nie zauważył, że były niedomknięte.

      — Jeszcze tylko kawałeczek — szepnęła Hale, skradając się wzdłuż ściany do głównego holu w domu.

      Będąc już przy samym wyjściu, przeżyły prawdziwy zawał. Gdy Amanda miała już naciskać klamkę, pewna, że droga wolna, rozległy się donośne kroki, dając im wyraźny sygnał, że ktoś zbliża się w ich kierunku.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz