XVIII

6.1K 287 12
                                    

      Komnaty były piękne i pełne przepychu, w co Amanda ani przez chwilę nie wątpiła, widząc w czasie podróży do nich, jak wyglądały inne zakątki wampirzego pałacu.
     
      Co rusz napotykała ciekawskie spojrzenia i ironiczne uśmiechy mieszkańców i pracowników, i szczerze mówiąc, wcale im się nie dziwiła. Z pewnością dla tych wszystkich ludzi wyglądała jak siedem nieszczęść albo worek z krwią, którą król postanowił przywieźć sobie do domu, bo taki akurat miał kaprys. Nikt nie znał kulis tego przedstawienia.

      — Jak się czujesz? — zapytała Dagmary, która z zachwytem zwiedzała właśnie ogromną i luksusową łazienkę, marząc o tym, by mogła wypróbować już wannę.

      — To wsystko brzmi jak jakaś historia wyssana z palca — mruknęła, teraz dla odmiany przeglądając stos różnokolorowych flakoników. — Nie mogę uwierzyć, że ciotka okłamywała mnie niemal przez całe życie.

      — Przeczytałaś dokładnie jej zeznania? — brunetka nie chciała być wścibska, ale Dag często postępowała pod wpływem emocji i dziewczyna podejrzewała, że nie skupiła się dokładnie na treści dokumentów.

      To mogło oznaczać, że ciotka Vanessa niczego nie ukrywała, a policji powiedziała jedynie tyle, ile dowiedziała się od innych. Zresztą mogła być przesłuchiwana jako osoba powiązana ze zmarłymi, wcale nie musiała być obecna na miejscu zbrodni.

      — Wiem o czym myślisz — fuknęła przyjaciółka, sprawdzając czy w kranie była ciepła woda. — Nie, nie przeczytałam skrupulatnie każdej linijki, bo pierwsza mi w zupełności wystarczyła. Byłam za mała, żeby to pamiętać, ale okazuje się, że ciotka mieszkała razem z nami. W miejscu zamieszkania osoby zeznającej, był wpisany adres mojego rodzinnego domu.

      Trudno było odeprzeć taki argument, więc Amanda zamilkła, patrząc przez łazienkowe okno na skąpany w słońcu ogród.

      — Czy mogłyby, panienki, wrócić na chwilę do pokoju? — obie podszkoczyły na dźwięk głosu wampirzycy, która przyprowadziła je do komnaty.

      Zupełnie zapomniały, że przez cały czas im towarzyszyła, cierpliwie czekając na nie za drzwiami i przy okazji przysłuchując się ich rozmowie. Nawet, gdyby nie chciała słuchać, byłoby to trudne, zważywszy na wyostrzony zmysł słuchu.

      — Przepraszamy, zapomniałyśmy, że pani cały czas tu jest... — zaczęła szybko tłumaczyć Amanda, a służąca zaskoczona zawiesiła na niej wzrok.

      Nagle poczuła ogromną sympatię do tej brudnej dziewczyny, bo nikt nigdy nie nazwał jej panią, nie wspominając nawet o przepraszaniu. Nie za bardzo wiedziała, jak w takiej sytuacji powinna się była zachować, toteż dygnęła tylko grzecznie i wskazała na drugie drzwi, dotychczas niedostrzeżone przez przyjaciółki.

      — To garderoba — wyjaśniła. — Każda z panienek ma swoją własną. Pani prosiła, byście ubrały, co tylko wam się spodoba. Zaczekam, aż się panienki wykąpią, a potem wrócę, by pomóc im się ubrać i uczesać.

      Uciekła z pokoju, zanim zdążyły zapewnić, że poradzą sobie same i wcale nie musi na nie czekać.

      — Czuję się głupio, kiedy ktoś traktuje mnie w taki sposób — Dagmara skrzywiła się, ale postanowiła skorzystać z rady wampirzycy i wziąć krótką kąpiel.

      Amanda także udała się do swojej komnaty, która była przyłączona do komnaty jej przyjaciółki, więc na szczęście nie musiała wychodzić na korytarz, gdzie zapewne czekała pokorna służąca.

      Weszła do identycznej łazienki i odkręciła kurek z ciepłą wodą, czekając aż wanna nieco się napełni. Niechętnie spojrzała w lustro, a widząc swoją twarz, jęknęła głucho. Wyglądała przerażająco.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz