XXIV

4.7K 272 38
                                    

      Od kilku godzin leżała i zrezygnowana wpatrywała się w sufit.

      Nie chciała skończyć w ten sposób, tym bardziej że jej historia zapowiadała się zupełnie inaczej, a ona uwierzyła, że mogło być dobrze, gdy się w to mocno uwierzy.

      — Nie śpisz jeszcze? — wszedł do jej pokoju, nawet nie kłopocząc się pukaniem. — Twój czas się skończył. Przyszedłem się dowiedzieć, jaka jest odpowiedź.

      Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, a łzy bezsilności cisnęły jej się do oczu. Nie wiedziała, dlaczego to ją akurat los postanowił tak bardzo ukarać, ale pragnęła, by przestał już zabawiać się jej kosztem.

      — Chyba nie sądziłeś, że skażę przyjaciół na śmierć — warknęła, gwałtownie podnosząc się do siadu. — Wiedz jednak, że cholernie tego pożałujesz.

      Withell zrobił kilka kroków, aż dotarł do brzegu jej przystani, którą postanowiła potraktować jako bezpieczne schronienie przed jego głębokim spojrzeniem i głosem zmuszającym ją do posłuszeństwa.

      — Grzeczna dziewczynka — pochwalił ją, uśmiechając się pod nosem. — Zaraz poinformujesz swoich drogich przyjaciół, że zostajesz tu z własnej woli, a jeśli zobaczę, że próbujesz pogrywać ze mną według własnych zasad, nie oszczędzę nikogo...

      Zamarła, patrząc na niego z niedowierzaniem.

      Nie sądziła, że będzie wymagał od niej tak poważnego kłamstwa i nie wierzyła, że głos jej nie zadrży, gdy będzie przekonywała Dagmarę i ciotkę Vanessę, że dobrowolnie wybrała taką drogę.

      — Jesteś okrutny! — krzyknęła, zwijając się w ciasny kłębek i wybuchając płaczem.

      — Przestań płakać, proszę — jego głos złagodniał, ale wcale nie dlatego, że było mu żal partnerki. — Zaraz będzie kolacja. Doprowadź się do porządku i bądź przekonująca.

      Dotknął jej mokrego od łez policzka, ale odepchnęła jego dłoń.

      — Nie dotykaj mnie, potworze — wychrypiała, wstając i kierując się do łazienki. — Nigdy mnie nie złamiesz. Możesz mieć moje ciało, ale nigdy nie będziesz miał duszy.

      Minęła go dumnie wyprostowana i podeszła do torby, przegrzebując ją w poszukiwaniu czegoś świeżego na przebranie. Czuła się brudna, a uczucie to potęgowała obecność wilkołaka w pokoju.

      — Poczekam na dole — mruknął, a jego oczy błysnęły złotem, gdy jej koszulka nieco się uniosła, ukazując nagie plecy dziewczyny. — Nie zawiedź mnie. Dobrze wiesz, czym to grozi.

      Nie odezwała się, szybko wchodząc do chłodnego pomieszczenia obok i odkręcając ciepłą wodę, by zmyć z siebie przerażenie, bezsilność i frustrację.

      Dobrze wiedziała, że gdyby nawet zaprzeczyła i powiedziała przy stole, że to nieprawda, a alfa zmusił ją do kłamstwa, Dagmara i Vanessa nie zdążyłyby dotrzeć do drzwi. Jeśli nie Withell rozerwałby je na kawałki, nadrobiłyby to jego wilki.

      Popełniła ogromny błąd, słuchając sumienia i przyjeżdżając tu wraz z przyjaciółką, ale było za późno.

      Obmyła twarz, próbując zmyć słone łzy, ale za każdym razem pojawiały się nowe. W końcu dała sobie spokój i usiadła w rogu na grubym dywaniku, chowając twarz w dłoniach i wyrzucając z siebie wszystkie targające nią emocje.

      — Amanda? — usłyszała tuż przed sobą, z niedowierzaniem unosząc głowę i patrząc prosto w ciepłe oczy Verber.

      — Gina... — wyszeptała zawstydzona swoim zachowaniem. — Zapomniałam, że należysz do watahy Jaspera.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz