XXIII

4.9K 252 45
                                    

      Próbowała tłumaczyć jej na wszelkie znane sposoby, że to nie najlepszy pomysł, by kontaktować się z Jasperem Withellem, ale przyjaciółka uparła się, że chce osobiście spotkać Christiana Hopkinsa i spojrzeć mu w oczy.

      Z tego powodu, cztery dni po przykrych wieściach i poznaniu tożsamości mordercy, nastąpiło zawieszenie broni, w które Amanda nawet przez chwilę nie uwierzyła.

      — Możesz zostać, jeśli się boisz — fuknęła Dagmara. — Ciotka pojedzie ze mną.

      Hale westchnęła, bo nie chciała pokłócić się z szatynką. To nie był dobry moment, a negatywne emocje nikomu jeszcze nie pomogły.

      — Obiecałam, że możesz na mnie liczyć — zapewniła z cieniem uśmiechu — więc jadę. Może uda mi się na tym skorzystać i po ludzku porozmawiać z alfą.

      Doskonale wiedziała, że tak nie będzie. Dziwiło ją zaufanie, jakim król obdarzył Withella, bo ona nie potrafiła wyobrazić sobie, że ten miałby przepuścić taką okazję. Przecież mu się należała, bo została przez niego ugryziona. Mogła spróbować się obronić, ale prawda była taka, że niewiele była w stanie zaradzić wobec chorych zagrywek Jaspera.

      — Wróćcie jak najszybciej — Colin upewnił się, że zabrały ze sobą wszystko, co mogłoby je uchronić przed atakiem wilków. — Mam nadzieję, że jest pani dobrym kierowcą — zwrócił się do Vanessy, która siedziała sztywno za kierownicą.

      — Na pewno nie mam setek lat doświadczenia, ale sobie radzę — zażartowała, zapinając pasy. — Do zobaczenia jutro rano.

      Amanda popatrzyła z żalem na króla, pozwalając mu się pocałować ten ostatni raz. Czuła, że prawdopodobnie więcej go już nie zobaczy.

      — Do zobaczenia, Amando — wyszeptał czule i zamknął drzwi, pozwalając im odjechać do twierdzy Withella.

      Zamknęła oczy, nie chcąc o tym myśleć. Na szczęście Vanessa puściła spokojną muzykę, przy której z łatwością zasnęła, a jej umysł mógł przez chwilę odpocząć od abstrakcyjnych domysłów.

      Jechały około czterech godzin, by znaleźć się w środku lasu pod domem głównym, z którego trzy tygodnie temu udało im się uciec. Serce biło jej jak oszalałe i nie mogła uspokoić się na myśl, że zaraz go zobaczy.

      Dagmara ściskała mocno jej rękę, ale to dlatego, że sama bała się spotkania z Hopkinsem. Nie znała szczegółów, które telefonicznie uzgodnili między sobą władcy, ale chciała spojrzeć mordercy tylko w oczy i zobaczyć, że... żałuje.

      Wysiadły z samochodu i niepewnym krokiem podeszły do drzwi.

      — Miło cię znów widzieć, Amando — nie zdążyły nawet zapukać, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Jasper we własnej osobie. — Zapraszam do środka, drogie panie.

      Hale starała się uspokoić drżenie, ale ledwo była w stanie odpowiedzieć na powitanie mężczyzny.

      — Dobrze cię widzieć, Jas — mruknęła ciotka, ale przez ton, którego użyła, zabrzmiało to zupełnie odwrotnie.

      Zamknęła samochód i ostatnia przekroczyła próg domu, z niechęcią rozglądając się dookoła.

      Widać było, że znała to miejsce, ale nie chciała o nim pamiętać. Właśnie tutaj wychowywała się razem z Davidem, kiedy tworzyli kochaną, troskliwą i prawdziwą rodzinę. Gdy matka umarła, ojciec popadł w rozpacz, ale Christian zmusił go, aby znalazł nową partnerkę i podtrzymał silne stado na duchu. Gregory nie chciał, ale zrobił to, czego wymagała wataha, a wkrótce potem urodził się Jasper.

      Nowa luna była okropna dla swoich dzieci, szczególnie dla tych, których nie była biologiczną matką.

      Kiedy Vanessa skończyła piętnaście lat, uciekła razem ze starszym bratem i nigdy więcej nie wróciła.

      — Trochę przemeblowaliśmy — zażartował Withell, widząc błądzący wzrok siostry. — I dobudowaliśmy dwa piętra.

      — Chcę pokój na górze — zastrzegła od razu Vanessa. — Tam nie będzie wspomnień.

      Wilkołak pokiwał ze zrozumieniem głową, wzywając do siebie przypadkową omegę.

      — Zaprowadź panią Keyligh do nowego pokoju — rozkazał i poczekał, aż obie kobiety znikną na piętrze.

      Amanda zadygotała, nadal ściskając mocno dłoń Dagmary. Czuła, że Withell coś zaplanował, a ona bohatersko odegra w tym przedstawieniu główną rolę.

      — Hopkins jest w lochach — westchnął Jasper, zmęczony przedłużającą się ciszą. — Umowa z królem wampirów była taka, że sama zdecydujesz, co się z nim stanie.

      Szatynka otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Nie tego się spodziewała.

      — Mam wydać na niego wyrok? — wykrztusiła, nagle tracąc chęci na patrzenie mordercy w oczy. — Nie mogę tego zrobić.

      — Nie musisz tego robić dzisiaj, Dagmaro — założył ręce na piersi, ale nadal uporczywie wpatrywał się w dziewczynę, zdziwiony jej postawą.

      Gdyby Hopkins zamordował jego rodziców, pozbawiłby go życia bez mrugnięcia okiem. Zresztą między alfą a jego ofiarą mogła stanąć tylko luna. Oprócz niej nic by go nie powstrzymało.

      — Chciałabym to przemyśleć — Dag wyswobodziła dłoń z mocnego uścisku przyjaciółki. — Pójdę się przejść.

      Jasper pokiwał głową ze zrozumieniem, ale Hale z rozpaczą w oczach odwróciła się za odchodzącą hybrydą. Nie chciała zostać z nim sama.

      — Boisz się, Amando? Czego? Przecież zawarliśmy chwilowy sojusz — wilkołak uśmiechnął się kpiąco. — Czyżbyś wątpiła w moje czyste zamiary?

      Zamknęła oczy i odetchnęła kilka razy głęboko, żeby się uspokoić.

      — Wiem, że mnie stąd nie wypuścisz — powiedziała, uważnie obserwując jego reakcję.

      Nie odpowiedział, co uznała za przytaknięcie jej słowom.

      — Nie zamierzam tu zostać, dlatego będę walczyła o wolność — zapewniła go żarliwie, ale on jedynie roześmiał się cicho.

      — Kiedy zawiera się rozejm, trzeba zaproponować coś wartościowego w zamian — zaczął, robiąc krok w jej stronę. — Ja zaproponowałem Christiana Hopkinsa, ale Deveth nie poczuł się w obowiązku, by mi za to odpłacić. Dlatego postanowiłem nadrobić ten drobny błąd z jego strony.

      Serce biło jej jak oszalałe, ale nie zamierzała się poddawać.

      — Nie zamierzam tu zostać, Withell — warknęła — już to powiedziałam.

      Jasper w dwóch krokach zmniejszył dzielącą ich odległość i chwycił podbródek dziewczyny między palce, zmuszając, by na niego spojrzała.

      — Dam ci wybór, Hale — syknął, a jego ciepły oddech owiał jej twarz. — Albo tu zostaniesz, albo ciotka Vanessa i jej bratanica już się nie obudzą.

      Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy, których nie potrafiła powstrzymać.

      — Dlaczego to robisz? — wychrypiała, próbując mu się wyrwać.

      — Bo należysz do mnie, Amando — wyszeptał i puścił ją, odchodząc w głąb domu. — Przemyśl sobie dobrze moją propozycję. Masz czas do wieczora.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz