XXIX

4.9K 250 51
                                    

      Królowa Victoria odetchnęła z ulgą, gdy dotarła do niej wiadomość od syna.

      Byli bezpieczni, a Amanda cała i zdrowa odpoczywała w swoich prywatnych komnatach, pod fachową opieką całego sztabu lekarzy i pielęgniarek.

      — Jak się czujesz? — Colin przysiadł na skraju łóżka, przyglądając się dziewczynie z miłością i oddaniem.

      Obu tych rzeczy wydawała się nie zauważać.

      — Czy to konieczne? — wskazała na dwie pielęgniarki, które stały nieopodal i uśmiechały się do pacjentki, nie mogąc dopuścić do tego, by ich przyszła królowa choć przez chwilę źle się poczuła. — Dlaczego traktujecie mnie, jakbym była chora?

      — Straciłaś przytomność, kiedy wysiedliśmy z samolotu — przypomniał jej król, a ona przewróciła zirytowana oczami. — Byłem przerażony.

      — W ostatnim czasie dużo wszyscy przeszliśmy — westchnęła — może to dlatego?

      — Lekarze zgodnie przyznali, że twój organizm był wyczerpany i kiedy adrenalina przestała działać, w końcu się poddał — pocieszył brunetkę. — Dostałaś parę witamin i jutro powinno być już wszystko dobrze.

      — W takim razie chyba wolno mi zobaczyć zamek? Proszę — utkwiła w nim błagalne spojrzenie i chociaż wampirowi zmiękło od niego serce, nie mógł się poddać czarowi dziewczyny.

      — Jutro możesz zwiedzać wszystkie zakamarki od świtu aż do zmierzchu, ale dzisiaj nie mogę ci jeszcze na to pozwolić — przemówił władczym tonem, od którego przebiegły jej ciarki po plecach.

      Raczej nie rozmawiał z nią w ten sposób, ale zdarzało się jej przez przypadek usłyszeć, jak zwracał się tak do innych i zawsze czuła dziwne podniecenie na sam dźwięk tego niecodziennego głosu.

      Zganiła się w myślach za takie zachowanie i westchnęła, pozwalając, by jedna z wampirzych pielęgniarek poprawiła jej poduszkę, sprawdziła tętno i dolała wody.

      — Co z Withellem? Pewnie już wie... — szepnęła, przymykając oczy i sięgając po szklankę.

      Król dotknął dłonią jej chłodnego policzka, po którym spłynęła jedna samotna łza.

      — Nie chcę do niego wracać.

      Przemówiła tak cicho, że gdyby nie udoskonalony słuch, pewnie by jej nie zrozumiał.

      — Nie wrócisz — zapewnił, uśmiechając się delikatnie. — Nigdy na to nie pozwolę.

      Pochylił się, żeby pocałować ją w czoło, na co zmieszała się nieznacznie. Nie lubiła, kiedy tak robił, bo czuła się dziwnie. Zdecydowanie nie tak, jak powinna się czuć osoba, która traktuje władcę wampirów jedynie jako dobrego przyjaciela, a nie obiekt pożądania.

      — Nie musisz się wstydzić swoich uczuć, Amando — zwrócił się do niej, dając znak pielęgniarkom, aby na chwilę wyszły. — Wiem, że mnie pragniesz, odkąd pierwszy raz usiedliśmy razem w różanym ogrodzie.

      Spłonęła soczystym rumieńcem, nie mając pojęcia, gdzie podziać oczy. Owszem, nie mogła temu zaprzeczyć, ale nie spodziewała się również, że zwróci się do niej tak bezpośrednio. Było jej głupio, bo wiedziała, że nie powinna pozwolić sobie na to, by uczucia ją poniosły, a jednak zadurzyła się w wampirze i to jeszcze królu! Jeszcze nie uciekła od jednych kłopotów, a już popadła w drugie.

      — Ja... — zająkała się, ale nic rozsądnego nie przychodziło jej do głowy. — Przepraszam.

      Zdziwiła go jej reakcja, ale zanim zdążył jakkolwiek odpowiedzieć, spłoszona kontynuowała swoje kłamstwo.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz