Paliło się tylko kilka ulicznych latarni, kiedy Amanda w pośpiechu wysiadła z jeepa Giny i wbiegła do kamienicy, na oślep przetrzepując kieszenie w poszukiwaniu klucza od mieszkania.
Bez niemałego trudu trafiła do zamka i bezszelestnie weszła do środka, nie zapalając żadnego światła, ale wspomagając się mierną latarką w wysłużonym telefonie komórkowym.
Na stole w kuchni leżały jeszcze pamiętne ciasteczka Dagmary, zasuszone z pewnością na kamień, ale Hale szkoda było je wyrzucić. Stanowiły symbol porzucenia dawnego życia wbrew własnej woli.
— Gdzie była torba... — szeptała gorączkowo, przypominając sobie wreszcie, że trzymała ją w szafie w korytarzu.
Miała jedynie godzinę do odlotu, a Gina dała jej maksymalnie kwadrans, wciskając się w jedną z bocznych uliczek, aby przypadkiem nie natknąć się na Withella, którego mogłyby przynieść aż pod dawny dom przeznaczonej.
— Bluza, koszulki, spodnie, bielizna i kosmetyczka z łazienki — powtarzała pod nosem, od razu pakując wymieniane przedmioty do walizki.
Wzięła jeszcze laptopa, ładowarkę i baterie, których przeznaczenia nie znała, ale leżały w tej samej szufladzie. Miała przy sobie portfel i wszystkie dokumenty, które dostarczyli jej pomocnicy alfy zaraz po uprowadzeniu, więc upewniwszy się, że na pewno o niczym nie zapomniała, wyłączyła latarkę i wróciła po omacku do korytarza.
— Starczy — wyszła na chłodny korytarz, zarzucając na ramiona w biegu chwyconą kurtkę i okręcając bordowy szalik wokół szczupłej szyi.
Zamknęła dokładnie mieszkanie, pokonując w zawrotnym tempie strome schody i ładując się do samochodu Giny.
— Nawet szybko ci poszło — pochwaliła ją wilczyca. — Masz jeszcze czterdzieści minut.
— Odetchnę z ulgą dopiero w samolocie — brunetka przymknęła oczy, opierając głowę o zagłówek. — Pożyczysz koc?
— Bierz śmiało — zachęciła ją z uśmiechem. — Tobie bardziej się przyda.
Lotnisko nie było szczególnie daleko od domu Amandy, stąd podróż trwała zaledwie chwilę. Wilczyca zaparkowała na bezpłatnym parkingu między innymi samochodami i obie wpakowały się do oszklonego nowoczesnego budynku.
— Odprowadzę cię — dziewczyna nie zamierzała odmawiać towarzystwa, tym bardziej że coraz bardziej się trzęsła i nie było to spowodowane niską temperaturą na zewnątrz. — Masz bilet?
— Kupiłam przez internet, tak jak radziłaś — Hale zatrzymała się przy odprawie, ściskając na pożegnanie Verber. — Bardzo ci dziękuję, za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
Gina pomachała swojej lunie, nie dowierzając, że po tylu latach wyczekiwania tej jedynej podłego alfy, tak po prostu pomogła jej uciec.
— Życie pisze różne scenariusze... — szepnęła, pozwalając wsiąść przyjaciółce do ostatniego samolotu, lecącego dziś do Londynu.
Nawet jeśli Withell wyruszy w pościg, będzie musiał poczekać z tym jeszcze kilkanaście godzin.
Pomyślała, patrząc przez przeszklone ściany, jak samolot wzbija się w górę, a potem robi coraz mniejszy, niknąc za chmurami przed jej strapionym spojrzeniem.
— Powodzenia, Hale — westchnęła, wracając do samochodu, gdzie zamierzała zapomnieć o całym wydarzeniu.
Prędzej czy później Withell zorientuje się, że maczała w tym palce i zważywszy na to, jak traktował lunę, nie okaże kobiecie litości.
CZYTASZ
Luna
WerewolfAmanda Hale to zwyczajna dziewczyna, która marzy o miłości i życiu bez martwienia się niezapłaconymi rachunkami. Jasper Withell to dojrzały mężczyzna, alfa dużego stada, który od lat poszukuje partnerki. Nie w głowie mu jednak miłosna więź, a korzy...