XVII

6.1K 302 11
                                    

      Dagmara patrzyła na króla z nieukrywanym obrzydzeniem w oczach.

      Nie bała się go, ale czuła jak ogarnia ją bezbrzeżna rozpacz, że oto po latach odkryła, kto wiązał się z tajemniczym nazwiskiem, którym podpisano list skierowany do sierocińca, gdzie trafiła, zanim przejęła ją ciotka.

      — Nie mogę w to uwierzyć — wyszeptała, robiąc krok w tył. — Wiedziałam, że to wampiry odebrały im życie, ale nie królewska rodzina...

      Amanda patrzyła to na Colina, to na przyjaciółkę i nie widziała żadnej spójności w tej historii.

      — Dag, nie sądzę, żeby to król... — nie zdążyła dokończyć, bo coś w oczach Devetha jej na to nie pozwoliło.

      Dreszcz przerażenia przebiegł jej po plecach, kiedy uświadomiła sobie, co to oznacza.

      — Zrobiłeś to? — wykrztusiła tylko, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce.

      Tego było za dużo dla nich obu, bo przeszły wystarczająco, by teraz, gdy wreszcie udało im się wyrwać z sideł Withella, trafić pod opiekę kolejnego psychopaty.

      — Nie zabiłem ich — wbił zimne spojrzenie prosto w Dagmarę. — Oddali życie w obronie córki.

      Szatynka z niedowierzaniem pokręciła głową. Prawdę mówiąc, nie miała pojęcia, komu powinna wierzyć. Ciotka Vanessa zawsze powtarzała, że rodzice zginęli, a znaleziony przy nich list był podpisany nazwiskiem Deveth.

      Nigdy nie wspomniała, że poświęcili się dla niej, ale mogła o tym nie wiedzieć. W końcu odebrała ją z sierocińca, kiedy było już po wszystkim. Najpierw musiała udowodnić w sądzie, że ma warunki do opieki nad malutką siostrzenicą.

      — Skąd to wiesz? — Amanda nie odpuszczała.

      Jeśli ta historia pozostawała okryta czarnym woalem przez taki długi czas, to teraz istniała jedyna szansa, by go zdjąć i dowiedzieć się, co wtedy naprawdę się stało.

      Król odetchnął głęboko i przeszedł przez komnatę, pochylając się nad biurkiem, skąd wygrzebał teczkę z jakimiś papierami. Chwilę czegoś szukał, aż w końcu to znalazł i położył na blacie przed sobą. Dziewczyna zauważyła, że jego palec serdeczny zdobi złoty sygnet, co zapewne miało związek z byciem władcą wampirów.

      — Podejdź, Dagmaro — wskazał dłonią na dokumenty i pozwolił, by dziewczyna swobodnie się im przyjrzała.

      Amanda także była ciekawa, co mogły zawierać, ale nie chciała wciskać się między wampira a przyjaciółkę. Zresztą nie miała prawa, by odbierać szatynce satysfakcję z odkrycia prawdy.

      — Nie wierzę — powiedziała w końcu Dag, łapiąc się przy tym za głowę z jękiem rozpaczy. — Nie oszukałaby mnie w tak ważnej sprawie! Zawsze mówiła, że nie ma pojęcia, co się wtedy stało, a to... To zaprzecza wszystkiemu, co kiedykolwiek powiedziała.

      Król delikatnie odebrał dokumenty Dagmarze i dla odmiany podał je brunetce, by i ona mogła orzec, co o tym wszystkim sądzi. Amanda wolała nie zabierać głosu w sprawie, o której nie miała pojęcia, ale przyjaciółka patrzyła na nią z błaganiem wypisanym na twarzy, więc nie odważyła się odmówić.

      Drżącymi z emocji dłońmi odebrała od Colina papiery i spróbowała skupić się na tekście, ale niewiele z niego zrozumiała.

      — Co to jest? — zapytała wprost, nie chcąc tracić czasu na nietrafne domysły.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz