Rozdział XXXVII

905 29 7
                                    

Hania wstała o siódmej rano. Nie mogła spać, bo stresowała sie dzisiejszym dniem. Ubrała się, zjadła szybkie śniadanie, po czym poszła do kuchni i zabrała się za gotowanie. Zaczęła przyprawiać ryby, lepić pierogi i uszka na barszcz.

- Nie przesadzałaś mówiąc, że będziesz chciała by wszystko było idealne - usłyszała głos Michała. - Kiedy ty wstałaś? Jest ósma, a ja już widzę, że połowę wigili masz zrobione - zaśmiał się.

- Michał, że to? - obróciła się do niego i wskazała na leżące pierogi na blacie kuchennym. - To jest nic - machnęła ścierką, którą miała w ręce i wróciła do obierania buraków. - Musisz jechać kupić więcej mięsa mielonego, bo jednak jest za mało i obawiam się, że może mi też braknać jajek - stwierdziła zdenerwowana.

- Hej, spokojnie - zaczął się śmiać Wilczewski, podszedł do ukochanej i objął ją w tali.

- Michał na prawdę nie mamy czasu! - oburzyła się i odsunęła od niego.

- No już dobrze dobrze, ubieram się i jadę po co tylko chcesz... - powiedział. - A ty nie panikuj - dodał i pocałował ją w głowę. Hania jednak z każdą minioną minutą martwiła się jeszcze bardziej, chciała by było perfekcyjnie, zależało jej aby wszyscy byli zadowoleni i miło spędzili ten wieczór.

~~~

Gdy Michał wrócił z zakupów Sikorka była w ferworze walki. Krzątała się po całej kuchni, tu coś dodając, tam mieszając. Wilczewski przez chwilę stał z torbami i jej się przyglądał. Wiedział, że to będą najpiękniejsze święta najbardziej magiczne, bo...

- Ile można czekać! - zawołała, gdy go zobaczyła, przez co wyrwała go zamyślenia.

- Są korki na mieście i pełno ludzi w sklepach, ale mam wszystko co chciałaś - powiedział, wszedł do kuchni i zaczął rozpakowywać zakupy.

- Przecież ja się nie wyrobię - westchnęła i przetarła ręką czoło, zostawiając na nim mąkę. Michał uśmiechnął się, podszedł do niej i wziął jej twarz w dłonie.

- W takim szale jesteś jeszcze piękniejsza - powiedział, na co kobieta przewróciła oczami. - Ale to ci nie potrzebne - stwierdził i otarł jej czoło, lekarka zaśmiała się i popatrzyła w jego oczy. Nie wiedziała dlaczego, ale był to jedyny człowiek, który działał na nią tak uspokajająco. Przy nim na chwilę zapominała o wszystkim, co się dzieje dookoła, dobrego czy złego. Nagle usłyszała, że barszcz, który przed chwilą położyła na kuchenkę zaczął mocno się gotować. Od razu odskoczyła od Michała.

- Spokojnie - zaśmiał się Wilczewski. - Dobra w czym ci mogę pomóc? - spytał.

- Nie wiem, nawet już nie orientuję się gdzie co jest - westchnęła i oparła się o blat.

- No to idź odpocząć chwilę, a ja ju trochę posprzątam. - zapopanował, jednak lekarka popatrzyła się na niego niepewnie. - Nie przesadzaj, aż takim nieudacznikiem w kuchni nie jestem - powiedział, gdy zobaczył jej minę.

- No dobrze, ale zawołaj mnie jak skończysz, bo muszę jeszcze doprawić barszcz i przygotowywać śledzie - poinformowała i wyszła z kuchni. Wilczewski podziwiał ją za to jak bardzo się stara, ale gdy zobaczył jak wiele zrobiła przez ten cały czas sama to aż nie mógł w to uwierzyć. Od dawna wiedział, że trafił na najcudowniejszą kobietę na ziemi, ale teraz mógł pomyśleć tylko o jednym, anioł... anioł w ludzkim ciele. Na swoje myśli sam się zaśmiał i wrócił do sprzątania.

~~~

Hania siedziała w jadalni, piła gorącą kawę i wpatrywała się w płatki śniegu, które tańczyły pod wpływem wiatru w powietrzu, a później lekko opadały na ziemię. Przypominały jej życie człowieka. Niby tak piękne i wesołe, czasami pełne problemów i oporu aż w pewnym momencie następuje koniec. Tak nagły, niespodziewany, jak spotkanie z ziemią. I później lecą kolejne, zastępują miejsce tych, które już zakończyły podróż. Wszystko zatacza koło... Ale są też ci stojący z boku. Patrzą na to wszystko... Cierpiąc, teskniąc, nierozumiejąc. Do oczu Hani napłynęły łzy. Przypomniała sobie jak jeszcze kilka miesięcy temu myślała o tych świętach. Tak bardzo się cieszyła, że spędzi je z rodziną - z osobą, którą kochała od zawsze i z tymi, którzy stali się dla niej tak ważni niedawno... Popatrzyła na stół, który był już częściowo nakryty. Zgodnie z tradycją jednen talerz był pusty dla kogoś obcego, kto może niespodziewanie się zjawić. Ale dla Hani to wolne miejsce będzie tym, które miał zająć jej ojciec, tym które już zawsze będzie puste. Część jej duszy odeszła razem z jego śmiercią i już nigdy nie wróci. Nikt nie zajmie nigdy jego miejsca, nie zastąpi go. Wie jak bardzo Michał się stara, widzi to... I jego wsparcie jej pomaga, ale tej pustki nie wypełni, przynajmniej na razie, może z czasem, może kiedyś...

Hania i Michał - Pomimo przeciwności losu 》Na dobre i na złe《 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz