Rozdział LI

787 30 4
                                    

Był poniedziałkowy poranek. Hania z Michałem zaczynali dyżur o 7.45, więc musieli wcześniej zacząć się szykować. Gdy się obudzili za oknem panował jeszcze zmrok. Niechętnie wygramolili się z łóżka i zeszli na dół się ogarnąć.

~~~

Lekarze siedzieli przy stole i pili poranną kawę. To były te momenty, kiedy zawsze byli cicho. Ogrzewali swoje dłonie o gorące kubki i patrzyli sobie w oczy. Dla niektórych taka cisza byłaby krępująca, ale nie dla nich. Nie potrzebowali słów, by wiedzieć o czym myśli druga osoba. A teraz zdecydowanie myśleli o tym samym.

- Jak dzisiaj wrócimy do domu to musimy przejrzeć katalogi - powiedziała kobieta, Michał przytaknął. Zdawał sobie sprawę, że i tak głównie Hania będzie decydować o tym, jak będzie wyglądał ich ślub i wesele. Dla niego najważniejsza była ona, nic więcej nie miało wielkiego znaczenia. Z resztą nawet jakby chciał zrobić coś nie po jej myśli byłoby to niewykonalne. Nigdy nie potrafił się jej sprzeciwić. Wiedział, że fakt, iż dał się owinąć kobiecie wokół palca nie świadczy o nim najlepiej, ale miał to gdzieś. Gdy był przy niej inni nigdy nie mieli znaczenia.

- Patrycja podesłała mi wczoraj na emaila kilka propozycji na zaproszenia, więc musimy coś wybrać no i przede wszystkim zrobić listę gości - stwierdził z uśmiechem.

- Oj myślę, że co jak co, ale to nie zajmie nam długo - zaśmiała się Sikorka.

- Mam nadzieję, że wszystko będzie łatwe i przyjemne - westchnął.

- Wybieramy zespół - wypaliła nagle Hania, Wilczewski zaskoczony uniósł brew, dopiero po chwili zrozumiał o co jej chodziło.

- Dobrze, jakoś to przeżyje - oznajmił z udawanym smutkiem, Sikorka szeroko się do niego uśmiechnęła i wzięła kolejny łyk gorącego napoju.

- Jeżeli będziemy tacy zgodni to na pewno będzie łatwo i przyjemne - stwierdziła, przygryzając wargę.

- Jendym słowem jeśli będę ci ustępował na każdym kroku... - roześmiał się Wilczewski.

- To są twoje slowa - powiedziała i popatrzyła się w jego oczy. Tryskała z nich radość, to zawsze sprawiało, że czuła to samo. Kochała sposób w jaki ten mężczyzna zarażał ją pozytywną energią.

~~~

Była ósma rano. Hania od 15 minut siedziała na kanapie w pokoju lekarskim. Doktor Konica powiedział, że ma tam na niego czekać, ale zdecydowanie był już spóźniony. Sikorka próbowała się do niego dodzwonić, ale bezskutecznie. Nie nawidziła siedzieć w miejscu i nic nie robić. Miała ochotę stamtąd wyjść do swoich pacjentów, ale jednak polecenie szefa to polecenie szefa, a w tym przypadku dyrektora. Głośno westchnęła, podniosła się i podeszła do okna. Wyciągnęła telefon, by zadzwonić do Patrycji, ale wtedy drzwi pomieszczenia nareszcie się otworzyły. Do pokoju wszedł Konica, a razem z nim jakiś mężczyzna, miał na sobie kitel lekarski i rozmawiał o czymś z dyrektorem.

- Hania Sikorka, Sebastian Wróblewski - powiedział Konica i podszedł razem z nowym lekarzem do Hani. Kobieta uścisnęła mu dłoń, ale szybko przeniosła spojrzenie na dyrektora. Oczekiwała wyjaśnień.

- Jestem nowym ortopedą - wytłumaczył szybko mężczyzna, Sikorka na chwilę na niego spojrzała, ale już po sekundzie wzrok miała dalej utkwione w Konicy.

- Nie mówił pan, że szukamy kogoś na naszym oddziale - stwierdziła i skrzyżowała ręce na piersi.

- A coś jest nie tak? - spytał Sebastian, Hania krzywo się do niego uśmiechnęła i pokręciła głową. Zdecydowanie nie przypadł jej do gustu. Od razu poznała, że jest arogancki i wyczuwała, że cały czas ją obserwował.

Hania i Michał - Pomimo przeciwności losu 》Na dobre i na złe《 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz