Rozdział LIV

750 21 6
                                    

Michał sięgnął rękę po swoją komórkę, która leżała na ławie.

- O wilku mowa, mama dzwoni - zaśmiał się mężczyzna i usiadł na brzegu kanapy.

- Halo? - zwrócił się do Barbary. Hania dalej leżała i obserwowała swojego narzeczonego. Nie słyszała słów mamy Wilczewskiego, ale w jednej chwili Michał zrobił się blady.

- A Matylda? - wydukał, to było jedyne co udało mu się wydusić od początku rozmowy. Sikorka zmarszczyła brwi. Z każdą minutą była coraz bardziej niepsokojna.

- Coś się stało... - pomyślała. W końcu mężczyzna odciagnął telefon od ucha i spojrzał na ukochaną. W jego oczach było coś dziwnego, coś czego Hania nie mogła wyczytać. W końcu z jego ust padły słowa:

- Falkowicz z Kaśką mieli wypadek. Są w szpitalu - jego głos był słaby. - Mama mówi, że jest z nimi źle, bardzo źle - Sikorka otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

- A Matylda? - spytała w końcu cicho.

- Była w domu - powiedział z wielką ulgą. Sikroka poczuła, że wielu kamień spada jej z serca. Pomimo tego, że nie znała córki Michała za dobrze bardzo ją polubiła. - Musimy tam jechać - oznajmił Wilczewski i natychmaist zerwał się na równe nogi. Hania jeszcze przez chwilę siedziała oniemiała. Tak nagle wszystko może się posypać. Nie mogła tego zrozumieć.

- Dlaczego za każdym razem, gdy zaczyna się układać coś złego się dzieje? - pomyślała. Modliła się by wszystko skończyło się dobrze. Nie miała jednak takiej pewności, ale Michał miał rację, muszą jechać do szpitala.

~~~

Przez całą drogę lekarze nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Michał prowadził o wiele bardziej nerowo niż zawsze. W wielu miejscach złamał przepisy, ale w tamtym momencie to było nieistotne. Chciał jak najszybciej dojechać na miejsce. Hania cały czas się w niego wpatrywała. Widziała żyłę, która tak jak zawsze, gdy się denerwował widniała na jego skroni. Jego ręce trzęsły się na kierownicy. W jednym momencie czuł niepewność, ulgę i strach, a jeszcze dwadzieścia minut temu leżał szczęśliwy na kanapie. W ciągu jednej sekundy całe życie może przewrócić się do góry nogami. Wilczewski w końcu podjechał na parking szpitala i zatrzymał się z piskiem opon. Wyskoczył jak popażony z auta. Hania zrobiła to samo. Mężczyzna wbiegł do szpitala pierwszy i od razu skierował się do Dagmary.

- Profesor Falkowicz i Katarzyna Smuda. Przywieźli ich - to nie było do końca pytanie, ale sam nie wiedział co ma powiedzieć. Bał się, że mógł się dowiedzieć czegoś, na co nie był gotowy. Jako lekarz zdawał sobie sprawę, że o życiu człowieka często decydują minuty, a czasem nawet sekundy...

- Profesor jest na bloku pierwszym, a pani Smuda na trzecim - poinformowała pielęgniarka. Wilczewski i Sikorka od razu pokierowali się w stronę sal operacyjnych. Na miejscu zobaczyli Barbarę i Matyldę, obie siedziały na krzesłach. Jednocześnie podniosły wzrok, który miały wbity w ziemię. Wilczewski podszedł do córki i wziął ją w swoje ramiona. Z oczu dziewczyny popłynęły jeszcze większe łzy. Hania spojrzała w oczy mamie Michała.

- Co z nimi? - spytała bezgłośnie.

- Źle - odpowiedziała jej, również nie wydając z siebie najmniejszego dźwięku. Kobiety nie chciały by żadne z tych słów dotarły do i tak mocno załamanej Matyldy.

- Boże jak dobrze, że tobie nic nie jest - powiedział cicho Wilczewski i otarł łzy z twarzy córki.

- Ale jeśli im się coś stanie, to... To - jej głos się załamał i znów zatopiła się w objęciach mężczyzny. Sikorka podeszła do nich i usiadła na wolnym krześle pomiędzy Barbarą, a jej wnuczką.

Hania i Michał - Pomimo przeciwności losu 》Na dobre i na złe《 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz