Rozdział LXXXII

896 28 4
                                    

Hanię obudziło głośne dobijanie się do drzwi. Otworzyła oczy dopiero po chwili hałasu, przewróciła się na drugi bok i spojrzała na zegarek. Przez moment cyfry były jeszcze lekko zamazane, ale w końcu odczytała godzinę, 7.00. Przeniosła wzrok na swojego ukochanego, który zaczął się wiercić i cicho coś mamrotać. Pukanie dalej nie ustawało, a wręcz było coraz głośniejsze. Kobieta powoli wysunęła się spod kołdry i pół przytomna zeszła po schodach. Po drodze nawet nie zastanawiała się kogo mogła zastać na dole, ale gdy tylko otworzyła drzwi i zobaczyła Patrycję, Konrada, Julkę, Barta, Barbarę i Cezarego, stanęła jak wryta. Wszyscy byli już elegancko ubrani i ciepło się uśmiechali. Hania otworzyła szeroko usta i wpatrywała się w nich w osłupieniu. Przetarła oczy, by sprawdzić czy to na pewno nie było snem i działo się naprawdę, lecz kiedy nic nie zniknęło i dalej wyglądało tak samo wydusiła:

- Co... Co wy tu robicie? - jej głos był jeszcze mocno zaspany.

- Hania za cztery godziny bierzecie ślub! - wykrzyknęła Julka, jej entuzjazm był wręcz uderzający, ale kobieta jedynie niepewnie przytaknęła, dalej nie rozumiejąc, dlaczego wszyscy zgromadzili się przed ich domem.

- Mówili, że blondynki są mniej rozumne, było się nie farbować - pomyślała w duchu i zrezygnowana głośno westchnęła.

- No, tak... Wiem...I? - miała jednak sporą nadzieję, że jej zaćmienie umysłowe pomimo wszystko było spowodowane wczesną porą, szczególnie że w nocy nie bardzo się wyspała. Przekręcała się z boku na bok i nie mogła zapaść w spokojny sen, bo doskwierał jej ciągły stres.

Hania w końcu przesunęła się odrobinę, wpuszczając wszystkich do środka.

- My zabieramy cię do naszego mieszkania, a faceci zostają tu z Michałem - wyjaśniła w końcu Pati z szerokim uśmiechem. - On jeszcze śpi prawda? - kiwnęła głową w stronę schodów, Hania powoli przytaknęła.

- Dobrze, w takim razie idę księcia obudzić - Cezary wyszedł z przedpokoju, po drodze posyłając Sikorce szeroki uśmiech.

- Gdzie masz suknię, szpilki, biżuterię? - spytała od razu Barbara, kobieta jeszcze przez chwilę milczała, próbując zebrać myśli.

- W garderobie, leżą na wierzchu...? - zabrzmiało to trochę jak pytanie, a przecież była pewna gdzie wszystko położyła. Wilczewska cmoknęła ją w policzek, po czym również poszła na górę. Hania jeszcze raz na wszystkich spojrzała i głośno westchnęła.

- Chcecie się czegoś napić... ?- zaproponowała niepewnie, zmieszana tym, że wszyscy się w nią wpatrywali - Jedliscie coś...? - Julka podeszła do niej, położyła dłonie na jej ramionach i powiedziała:

- To jest wasz dzień, my się zajmujemy wami a nie wy nami... - Sikorka jedynie skinęła, po czym usłyszał skrzypienie schodów, więc przeniosła wzrok w tamtą stronę. Jej ukochany prezentował się jeszcze gorzej niż ona, miała wrażenie jakby się jeszcze nie obudził. Wiedziała, że on też miał za sobą nieprzespaną noc, ale jego wygląd po prostu ją rozbawił. Cała ta sytuacja była dla niej komiczna. Mieli brać ślub, a tymczasem przypominali trupy. Gdy ich spojrzenia się napotkały, Hania nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem.

- Co? - zmarszczył brwi, patrząc na nią spod przymrużonych powiek.

- Nic... - odpowiedziała, kręcąc jedynie głową.

- Dobra, możemy jechać - oznajmiła nagle Barbara, niosła ze sobą wielką siatę, w której znajdowały się wszystkie pudła.

- Ale jak to jechać?! - zawołał Sikorka. - Przecież ja jestem w piżamie! - popatrzyła na Pati i Julkę, które złapały ją pod ręce i prowadziły w kierunku drzwi. Nie miała jednak siły, by się z nimi kłócić czy szarpać.

Hania i Michał - Pomimo przeciwności losu 》Na dobre i na złe《 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz