Rozdział LXXXVIII

664 22 6
                                    

- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - to było pierwsze zdanie, które przyszło Hani do głowy, gdy tylko się obudziła. Uśmiech od ucha do ucha pojawił się na jej twarzy. Wprawdzie czas spędzony podczas ich podróży poślubnej był niesamowity i wiedziała, że już na zawsze pozostanie w jej pamięci, ale jednak stęskniła się za codziennością. Chciała wrócić do pracy, do pacjentów, do tej adrenaliny i radości, gdy udało jej się komuś pomóc. Kochała to i wiedziała, że nie zamieniłaby tego na nic innego.

Z cichym westchnieniem przewróciła się na drugi bok. Jej ukochany jeszcze słodko spał. Grzywka opadała mu na czoło, zasłaniając jego oczy, a na policzkach widniały delikatne cienie rzucane przez jego rzęsy. Kobieta była świadoma tego, że mogłaby leżeć i wpatrywać się w niego godzinami. Wyglądał tak pięknie i błogo. Jego usta rozciągały się w lekkim uśmiechu, utwierdzając ją w tym, że śniło mu się coś dobrego. Ona też nie mogła narzekać na swoje sny. Ostatnio koszmary nocne zniknęła, a razem z nimi jej bezsenność.

Nie miała pojęcia jak długo leżała w takiej pozycji. W końcu sięgnęła jednak po telefon znajdujący się na szafce nocnej i sprawdziła godzinę. Była prawie siódma rano. Wiedziała, że Michał zaczynał dyżur o ósmej, więc już dawno powinien być na nogach. Nie zdziwił ją jednak fakt, że było inaczej. Sama miała pojawić się w szpitalu dopiero po południu, więc nie musiała zrywać się z łóżka, ale nie wypadało, by Wilczewski spóźnił się w swój pierwszy dzień po urlopie i pomimo tego, że nie chciała zakłócać jego snu, musiała go obudzić.

- Michał! - nie miała zamiaru się cackać dlatego od razu praktycznie krzyknęła mu do ucha. Mężczyzna cicho jęknął, otwierając zaspane oczy. - Poszło szybciej niż myślałam, chyba muszę zacząć stosować tę metodę codziennie - zaśmiała się cicho, jej mąż spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, po czym przetarł powieki.

- Pali się czy co? - był ledwo przytomny, w końcu przez ostatni tydzień wstawali, o której chcieli.

- Za godzinę masz być w szpitalu - na początku w żaden sposób nie zareagował na jej słowa, dalej leżąc jakby nigdy nic. Wszystko dotarło do niego dopiero po chwili. Szybko przeniósł wzrok na swój telefon.

- Cholera jasna - wybąkał, zrzucając z siebie kołdrę. Wybiegł z sypialni jak poparzony w akompaniamencie śmiechu Hani.

- Miłego dnia! - krzyknęła, przykładając głowę do ciepłej poduszki. Usłyszała głośne trzaśnięcie drzwiami, co wywołało jej kolejny uśmiech. Nic nie mogła poradzić na to, że w takich momentach jej ukochany po prostu ją bawił.

~~~

Gdy dochodziła piętnasta, Hania podjechała pod szpital. Za chwilę miała zaczynać dyżur, więc już dawno powinna wejść do środka, ale od kilkunastu minut siedziała przed budynkiem, jedynie się w niego wpatrując. Czuła lekki stres, niby jej urlop trwał zaledwie tydzień, ale obawiała się tego, że coś mogło się zmienić, że mogło się coś wydarzyć pod jej nieobecność, a ona nie była tego świadoma. Strach jednak zniknął tak szybko jak się pojawił, a jego miejsce zastąpiło podekscytowanie. Wprawdzie wiedziała, że tamten dzień w większości miała przesiedzieć za biurkiem, ale mimo to czuła radość. Kochała tamto miejsce, zżyła się z wszystkimi osobami, które tam pracowały, był to dla niej drugi dom. Tam mogła się spełniać, czuć, że była potrzebna, że mogła robić to co uwielbiała najbardziej - nieść pomoc innym.

W końcu zdecydowała się wysiąść z samochodu. Wzięła głęboki wdech, wciągając w płuca chłodne powietrze, bo pomimo tego, że był już czerwiec, pogoda dalej nie należała do tych najpiękniejszych. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy z powrotem je otworzyła szeroko się uśmiechnęła. Pewnym krokiem poszła w stronę drzwi. Gdy tylko weszła do środka uderzył ją ten charakterystyczny zapach. Zapach szpitalny, który tak wielu osobom kojarzy się jedynie z czymś złym. Ona jednak go kochała, czuła wtedy, że była we właściwym miejscu, w miejscu stworzonym dla niej.

Hania i Michał - Pomimo przeciwności losu 》Na dobre i na złe《 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz