Rozdział LXXXIV

689 27 1
                                    

Gdy tylko Michał sie obudził, na jego ustach zagościł szeroki uśmiech. Zegarek wskazywał kilka minut po dwunastej, a oni dalej byli w łóżku. Jego ukochana leżała na jego ramieniu, ciągle będąc pogrążoną we śnie. Poprzedni dzień był najcudowniejszym dniem w całym ich życiu, ale mimo to był również bardzo męczący. Wstali wcześnie, a z wesela wrócili do domu bardzo późno. Stres, który na początku odczuwali, też dał się we znaki, więc gdy tylko przymknęli oczy, błyskawicznie zasnęli.

Nawet po przespanej nocy mężczyzna dalej czuł te same emocje. Radość rozpierająca całe jego ciało była jeszcze intensywniejsza gdy patrzył na Hanię. Wilczewski delikatnie gładził ją po czubku głowy, zgarniając z jej czoła pasemka włosów.

- Moja żona - powtarzał w myślach. Dalej nie mógł w to uwierzyć. Ciągle miał wrażenie, że to wszystko nie wydarzyło się naprawdę, że miało to miejsce w jego śnie, z którego właśnie się obudził. Jednak obrączka znajdująca się na jego placu, mówiła sama za siebie. To była rzeczywistość, ich rzeczywistość, rzeczywistość, w którą momentami zwątapili, a wtedy... Wtedy wyglądało na to, że już wszystko co złe było za nimi, że od tamtej pory mogło być już tylko lepiej. Michał doskonale wiedział, że nie mógł wmawiać sobie, że nie będą pojawiać się problemy, bo w końcu one zawsze wkraczają w nasze życie. Ale zdawał sobie sprawę, że nawet gdyby działo się coś złego poradziliby sobie. W końcu byli razem i miało tak zostać. Już na zawsze.

~~~

Hania po przebudzeniu czuła, że jej serce biło jak szalone. Przez całą noc śniły jej się wydarzenia minionego dnia. Jej sny, jeśli tylko je miała, a było to raczej rzadkością, nie były zbyt przyjemne. Zazwyczaj ukazywały się w nich przykre momenty z jej życia, o których chciałaby zapomnieć. Nigdy jednak nie było w nich nic przyjemnego. Aż do tamej nocy.
Po przebudzeniu dalej nie opuściły ją emocje, które rozpierała całe jej ciało. Szybsze tętno i uśmiech na twarzy ciągle jej towarzyszyły.

Obracając się na drugą stronę z zamkniętymi oczami, wyciągnęła rękę na miejsce obok siebie. Było puste. Z głośnym westchnieniem otworzyła oczy. Poranki, gdy to Michał wstawał przed nią z własnej woli, a nie przymusu pójścia do pracy lub na jakieś spotkanie, mogła wyliczyć na palcach. To ona należała do porannych ptaszków, a on uwielbiał wylegiwać się w łóżku. Przekręcając głowę, spojrzała na zegarek, a gdy ujrzała, która była godzina cicho jęknęła. Dochodziła czternasta. Kobieta nie przypominała sobie kiedy spała do tak późnej pory. Nie była pewna czy w ogóle kiedykolwiek tak długo była pogrążona we śnie. Wiedziała, że musiała się zebrać, ale wizja wstania i opuszczenia sypialni zdecydowanie jej się nie podobała. Kołdra, która szczelnie ją okrywała, ogrzewała całe jej ciało i ostatnią rzeczą o jakiej Hania myślała było zrzucenie jej z siebie.

Nie miała pojęcia jak długo tak jeszcze przeleżała, zastanawiając się czy zerwać się od razu na równe nogi i szybko założyć na siebie szlafrok czy może zrobić to powoli. Tymi myślami chciała odciągnąć od siebie nieunikniony moment. Gdy jednak poczuła burczenie w brzuchu, wiedziała już, że musiała wstać. Głód był najgorszą rzeczą jaka mogła doskwierać człowiekowi, przynajmniej według niej. Uwielbiała jeść i prawdopodobnie gdyby tylko mogła, to robiłaby to bezustannie przez cały dzień. Na szczęście od tego pomysłu ociagał ją jej zdrowy rozsądek i chęć posiadania zgrabnej sylwetki. Gdy już miała zciągać z siebie kołdrę usłyszała otwieranie drzwi.

- O czyżby śpiąca królewna się obudziła - zaśmiał się Michał, gdy ujrzał, że jego ukochana przekręciła się w jego stronę . W dłoniach trzymał mały stoliczek, na którym stał kubek z herbatą, a na talerzu były przygotowane kanapki. - Myślałem, że to już nigdy nie nastąpi - podszedł do niej i usiadł na brzegu łóżka.

Hania i Michał - Pomimo przeciwności losu 》Na dobre i na złe《 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz