Epilog

1K 27 17
                                    

Dochodziła dwudziesta wieczorem, gdy Hania siedziała na jednym z krzeseł w jadalni. Wprawdzie już dawno wróciła ze szpitala i w dodatku był piątek, ale i tak myślami znajdowała się jeszcze w pracy. Na komputerze wyświetlała stare badanie jednej ze swoich pacjentek, a w teczce, która leżała obok, miała jej nowe wyniki. Musiała podjąć decyzję czy decydować się na operację czy też dopuścić. Od zawsze było to dla niej jedna z najtrudniejszych części zawodu. Nienawidziła się poddawać, nie chciała odbierać innym szans, ale czasami nie było wyjścia, a ten fakt po prostu ją dobijał.

- Położyłem Marcelka i Kubusia spać - nawet nie zorientowała się kiedy Michał zszedł po schodach i znalazł się przy niej. W pełni skupiła się na tym co robiła i nie rejestrowała tego, co działo się wokół.

- Nie za późno? - spytała, przenosząc wzrok na mężczyznę, który opierał się o framugę w przejściu do jadalni. Jego ręce były skrzyżowane na klatce piersiowej, a oczy miał wbite prosto w nią. Kobieta poczuła chwilowe rozluźnienie. Jego wzrok od zawsze tak na nią działał. Zapominała o wszystkim co ją otaczało, liczył się wtedy tylko on i te jego oczy, w których zakochała się po uszy.

- Co ja mogę poradzić na to, że ilość energii odziedziczyli po mnie i dopiero po przeczytaniu piątej bajki usnęli? - zaśmiał się, podnosząc ręce w obronnym geście.

Była to najszczersza prawda, odkąd tylko bliźniacy sześć lat temu pojawili się na świecie byli nadzwyczaj nadpobudliwi. Każdy kto tylko ich widział od razu o tym mówił. Hania z Michałem na początku naprawdę mieli ciężko. Musieli mieć oczy dookoła głowy. Z czasem jednak przyzwyczaili się do tego, że na pewnych półkach w domu nie miało prawa nic stać. Dlatego na ich meblach wszystko było ustawione na takiej wysokości, że oni sami czasami mieli problem z dosięgnięciem jakiejś rzeczy. Po kilku latach jednak się do tego przyzwyczaili. Pokochali ten swój zwariowany dom jeszcze bardziej niż przedtem, bo było w nim coś niezwykłego, był po prostu ich.

Kobieta lekko się uśmiechnęła, skupiając uwagę z powrotem na swoich dokumentach. Michał po chwili podszedł do niej od tyłu i położył dłonie na jej barkach.

- A ty dalej nad tym siedzisz...? - westchnął. Wiedział, że jego żona miała ostatnio urwanie głowy w szpitalu, ale uważał, że dom był miejscem odpoczynku, a nie pracy. Ona jednak nie do końca podzielała jego zdanie. Z biegiem lat stała się jeszcze bardziej ambitna, pomimo tego, że wydawało się to już nierealne.

Wilczewski zaczął masować jej szyję, więc jego ukochana jedynie zamknęła oczy, powoli się odprężając.

- Skończ już na dzisiaj, resztę zrobisz jutro… - chciał brzmieć najbardziej przekonująco jak tylko mógł, ale i tak wiedział jaką uzyska odpowiedź. Do końca starał się jednak ją złamać. W końcu spróbować zawsze mógł.

- Zostało mi już niewiele - powiedziała, znowu sięgając po jedną z teczek. Mężczyzna jedynie westchnął. Mógłby dalej próbować ją przekonywać ale po co? I tak wiedział, że nie wygra. Nigdy nie wygrywał i może nie świadczyło to o nim najlepiej, ale on już się do tego przyzwyczaił. Stał się pantoflarzem, ale nie przeszkadzało mu to. Dla swojej żony był w stanie zrobić wszystko. Mógłby nawet ośmieszyć się przed całym światem jeśli tylko miałoby to wywołać uśmiech na jej twarzy.

- Dobrze, to w takim razie idę robić kolację - gdy tylko zabrał swoje dłonie, Hania poczuła chłód w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą ją dotykał. Tak bardzo kochała jego bliskość, to jak jej ciało na niego reagowało, to jak jej serce biło szybciej. Minęło tyle lat, a to dalej się nie zmieniło, w końcu niektóre rzeczy na zawsze pozostają takie same.

Kobieta przechyliła kilka razy głowę, strzelając karkiem. Musiała się skupić na tym co miała zrobić i odgonić myśli, które by jej w tym przeszkadzały.

Hania i Michał - Pomimo przeciwności losu 》Na dobre i na złe《 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz