Minął miesiąc od dnia castingu. Mimo że chciałem pracować a nie siedzieć w domu, ekipa mi nie pozwoliła, bo stwierdzili że "potrzebujemy kogoś w domu jak reszta będzie w pracy" i padło na mnie.Postanowiłem posprzątać trochę nasze mieszkanie. Na szczęście ostatnio kupili mi miotłę i inne takie rzeczy.Po jakieś godzinie skończyłem sprzątać całą jaskinie. Zaczęło mi się nudzić. Nie miałem koło siebie jakieś biblioteki.Nawet jednej książki oprócz tej o przetrwaniu. W sumie mogę ją przeczytać do końca. Usiadłem i otworzyłem pierwszą stronę. W książce było naprawdę dużo pomysłów, ale tylko niektóre były ciekawe i przykuły moją uwagę.Ciekawy był pomysł jak zrobić własny leżak z kawałka materiału i kilku kijów. Albo było pokazane jak zrobić prostą półkę. Myślę że półka by się nam przydała. Było pokazane też jak zrobić prowizoryczne wieszaki. Czyli mamy już trzy punkty do zrealizowania. Nie będę się nudzić przez najbliższe dwa dni. Postanowiłem że pójdę po potrzebne rzeczy. Potrzebowałem jakiegoś grubego pnia , ale oczywiście bez przesady. Wziąłem oczywiście moją kochaną siekierkę . Po kilku dłuższych chwilach znalazłem swój cel. Pień który leżał tutaj od kiedy miałem 13 lat. Przewrócił go ogromny wiatr. Jak widzę nic a nic się nie zmienił, tylko pozostaje pytanie czy czasem nie spróchniał przez taką ilość czasu. Podszedłem i puknąłem pień. Nic. Uderzyłem mocniej. Dalej nic.Uderzyłem z całej siły . Nic mu dalej nie było. Oczywiście uderzałem tępą stroną siekiery. W innym wypadku porobiłbym nie chciane dziury.Odrąbałem kawał tego pnia i zacząłem go turlać w stronę domu.
Kiedy już dotarłem do zejścia, pomyślałem że teraz będzie z górki- dosłownie i w przenośni. Popchnąłem pień a nie tylko on zaczął się turlać w dół. Okazało się że gałązka wplątała się w moją nogawkę. Kiedy spadałem nie obyło się bez uderzeń które powodowały fale bólu.W końcu się zatrzymałem na wielkim drzewie. Spojrzałem na swoje ręce, były całe we krwi. Ale to nie one krwawiły. To z mojego czoła kapała, a po chwili leciała strużka krwi. Powoli obraz przed moimi oczami ciemniał. W głowie miałem szum, a ciało mnie piekło jakbym kąpał w lawie. Po chwili już nic nie widziałem, ale słyszałem stłumione głosy i krzyki ekipy. Dalej już nic nie pamiętam.
Obudziłem się. Od razu wstałem i to był mój błąd. Całe ciało mnie bolał i czułem że nie będzie chciało się mnie za bardzo słuchać.
-Czkawka co ty robisz?! Musisz leżeć i najlepiej spać!-krzyczała Astrid.
- Ał. Astrid boli mnie głowa jak tak krzyczysz, proszę przestań.- poprosiłem blondynkę.Przytuliła się do mnie i zaczęła płakać. Objąłem ją ostatkami sił. Usiadłem na łóżku, a Astrid usiadła mi na kolanach.
- Nigdy więcej mi tak nie rób... Nie wiem co bym zrobiła gdybyśmy znaleźli ciebie nieżywego, mały idioto.-powiedziała cały czas płacząc. Jeszcze nigdy nie widziałam żeby tak robiła. Podniosła się i podeszła chyba do apteczki.
- Muszę Ci zmienić bandaże więc się nie ruszaj ani nie mów że boli, bo sam sobie na to zapracowałeś.-powiedziała niebieskooka podchodząc do mnie.Szybkim ruchem usunęła stary bandaż z głowy. Następnie posmarowała mnie czymś co nie pachniało dobrze i szczypało. Nałożyła nowy i płynnym ruchem pchnęła mnie do pozycji leżącej.
- Eee Astrid o co chodzi?-zapytałem lekko skołowany tym co zaszło.
- Masz mnóstwo siniaków i rozcięć na klatce piersiowej, muszę ci to posmarować aby szybciej się zagoiło-powiedziała. Zacząłem się ruszać aby uciec od tego świństwa, ale Astrid jak to ona była szybsza. Złapała jakiś kawałek materiału i szybko związała mi ręce po czym przywiązała do jakiegoś nieznanego mi słupka.
- Jeżeli dalej będziesz się rzucał to Cię zaknebluje, rozumiesz?-zapytała. Ja jednak nie zaprzestałem próby ucieczki. Jednak i tym razem przegrałem z Astrid. Włożyła mi jakiś kawałek materiału do ust. Modliłem się aby ten materiał nie pochodził z garderoby Smarka.Szybkim ruchem podwinęła mi koszulę do góry i usiadła na mnie. Zaczęła mnie smarować i piekielnie bolało. Gdybym nie był zakneblowany po całe okolicy rozchodziły by się krzyki sprzeciwu i najpewniej cała moja biblioteka wulgaryzmów.
Kiedy zrobiła to co zrobić miała, zdjęła mi prowizoryczny knebel z ust.
- Powiedz mi proszę że to nie należało do Smarka.-zapytałem z nadzieją i żalem w głosie.
- Nie, masz szczęście- zaśmiała się Astrid.
-Ooo, to dobrze. A i jeszcze jedno. Rozwiążesz mnie?- zapytałem
- Nie-odpowiedziała-Jak znam życie kiedy tylko Cię rozwiążę to ty spróbujesz uciec, nie ze mną takie numery kochaniutki-.
-Kochaniutki? Od kiedy tak zaczęłaś tak do mnie mówić?-zapytałem z rozbawieniem w głosie.
- Od teraz- powiedziała po czym mnie pocałowała w usta.
I'm Alive
Sorry że tak długo nic nie dodawałam ale mam naprawdę dużo spraw na głowie. Ale za tydzień zaczynam ferie zimowe więc będę miała więcej czasu. Musze przeczytać tą szatańską Balladynę. I napisać kilka testów i kartkówek.Nauczyć się na odpowiedzi z biologii.Ale postaram się wam jakoś wynagrodzić ten długi okres czekania na nowy rozdział. Więc widzimy się w następnym.
CZYTASZ
Czkawka x Astrid- Razem Najlepiej
FanfictionKiedy grupa naszych bohaterów spóźnia się o jeden raz za dużo do szkoły zostają z niej wywaleni. Nie mają dokąd pójść jedyną opcją jest ucieczka, ale gdzie?Jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów? Co zrobią dalej aby zachować się przy życiu? J...