Rozdział XXV

309 22 2
                                    

Siedziałam przy stole wraz z całą moją rodziną, która mnie nie zauważała. Dziadek jak zawsze siedział po lewej stronie i opowiedział śmieszne historie, których znał masę. Przez całe swoje życie nie słyszałam by opowiadał tą samą historię dwa razy. Babcia jak zawsze słuchała go uważnie i wspominała te dni, kiedy byli tacy jak w historiach dziadka. Mama i Justin uważnie słuchali opowiadań. A Melinda siedziała bezczynnie patrząc się w ekran swojego nowego telefonu i pisała esemesy do swoich przyjaciół. 

- Tessa - powiedziała nagle babcia - Wszystko u Ciebie w porządku? - spytała śląc mi uśmiech.

- Tak - powiedziałam uśmiechając się - Melinda przekazała wam pozdrowienia? - spytałam na co wszyscy spoważnieli.

- Nie - powiedziała krótko babcia.

- Tessa o czym ty gadasz? - spytała Melinda chcąc obrócić kota ogonem - Spotkałyśmy się miesiąc temu i nic mi o tym nie mówiłaś - rzuciła.

- Po pierwsze spotkałyśmy się tydzień temu, a po drugie prosiłam być pozdrowiła babcię i dziadka oraz powiedziała mamie by zadzwoniła jak znajdzie czas - spojrzałam na Melindę.

- I po co kłamiesz Tessa? - spytała Melinda.

- Słucham? - spytałam szeroko otwierając oczy.

- Nie mówiłaś nic takiego - powiedziała.

- Melinda - odezwał się Justin - O czym mówi Tessa?

- Nie wiem? Znów coś zmyśla - rzuciła, a w jej oczach pojawiły się łzy. 

- Ja zmyślam? - spytałam.

- Nic takiego nie mówiłaś Tessa - powiedziała.

- Mówiłam! - jęknęłam - A ty powiedziałaś, że przekażesz - dodałam zirytowana. 

  Melinda zmarszczyła brwi.

- Nic takiego nie mówiłaś - rzuciła spokojnie Mel.

- Dlaczego robisz ze mnie wariatkę? - spytałam - Dlaczego kłamiesz?

- Tessa ja nic nie robię - powiedziała.

- Po prostu odwal się od mojej rodziny! - wrzasnęłam.

 Wzięłam swoje rzeczy i opuściłam dom babci. Na zewnątrz panował przyjemny chłód, który szybko objął mnie w swoich ramionach i ochłodził moje nagrzane od złości ciało. Czułam jak wolno moje ciało opanowuje spokój, którego potrzebuję w tym momencie. 

  Weszłam do domu chłopaków i powiesiłam trzymany w ręku płaszcz na haczyku. Bez wahania weszłam do kuchnie gdzie jak zwykle przebywał Beau. Chłopak patrzył się swoimi szmaragdowymi oczami na kanapkę na talerzu. Uśmiechnęłam się na ten dziwny, ale dość zabawny widok i usiadłam na krześle. 

- Cześć - rzuciłam biorąc z blatu wyspy pomarańczowy sok. 

- O Tessa - powiedział uśmiechając się.

- O co chodzi z tym patrzeniem? - spytałam.

- Zastanawiam się nad zjedzeniem - powiedział na co się zaśmiałam.

- Beau to proste, jesz albo nie - wyjaśniłam na co chłopak prychnął śmiechem. 

- Mniejsza - powiedział odsuwając talerz - Jak było ja kolacji? - spytał siadając na krześle.

  Spojrzałam na niego znacząco. 

- Az tak, źle? - spytał.

- Melinda zrobiła ze mnie wariatkę przed całą rodziną. Gorzej być nie mogło - wyjaśniłam. 

P.S:I love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz