Rozdział XXXI

427 14 0
                                    

Wpadniesz dziś do nas? - zachrypnięty głos doszedł moich uszy, dochodząc z drugiej strony słuchawki.

  Uśmiechnęłam się na myśl spędzeniu z chłopakiem dzisiejszego dnia. Jest już wtorek, jutro odbędzie się pogrzeb Drew, na który zostałam poproszona przyjść, a w czwartek jest Święto Dziękczynienia. Oderwani się od nauki, rodziny i tego wszystkiego jest idealnym pomysłem, jednak nadal muszę porozmawiać z Melindą i dowiedzieć się o co się na mnie złości.

- Nie wiem - powiedziałam z uśmiechem.

  Mój wzrok powędrował na ubrania wiszące na oparciu krzesła. Czarne legginsy, nieco dłuższy szary sweter i jeansowa kurtka.

Nie wiesz? - zdziwił się - Mamy pizzę - dodał. Te słowa w jakiś sposób zachęciły mnie.

  Zaśmiałam się.

- Okay, przyjdę - rzuciłam z uśmiechem - A teraz daj mi się ubrać i pogadać  Mel - westchnęłam siadając na brzegu łóżka.

To do zobaczenia, bea - rzuciła, a na mojej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.

  Założyłam ciuchy, które przygotowałam na dziś i zawiązałam sznurówki wysokich trampek jakie stwierdziłam dziś założyć, po dość długim namyśle.

  Odgarnęłam z czoła kosmyk brązowych wyprostowanych włosów i wstałam z krzesła stojącego przed biurkiem kierując się do pokoju Mel. Uprzednio biorąc torbę i komórkę.

  Podeszłam pod drzwi jej pokoju pukając w drewno dwa razy. Cisza. Zapukałam znowu. Po raz kolejny cisza. Złapałam do płuc powietrza i uchyliłam delikatnie drzwi zaglądając do jej sypialni, gdzie nie przebywała. Szybko się wycofałam i zeszłam na dół.

  W kuchni mama i Justin rozmawiali o planach na czwartek, para starała się dogadać ze sobą, ale też z nami. W końcu nie mamy po pięć lat, tylko prawie dziewiętnaście i prawie osiemnaście. I możemy mieć inne plany.

- Tak myślałam, że w czwartek pojedziemy do moich rodziców - rzuciła pomysł Beth.

  Mama dziś miała na sobie różową marynarkę, białą bluzeczkę oraz jeansy. Jak widać codzienność spódnic znikła.

- Dziewczyny, też się z tym zgodzą - powiedział Justin z uśmiechem.

  Beth upiła łyk kawy z kubka, zaraz mieszając ten sam napój lecz w kubku termicznym, który brała do pracy.

- Cześć, wam - rzuciłam wchodząc do kuchni i kładąc na wyspie torebkę.

- Dobrze, że wstałaś - powiedziała mama szybko - Pani Parker dzwoniła by dowiedzieć się czy przyjdziesz na pogrzeb - dodała.

   Oblizałam wargi. Nadal to pytanie było dla mnie jedną wielką nie wiadomą. Nie chciałam tam iść, jednak kobieta bez powodu by mnie nie zapraszała.

- Jeszcze nie wiem - westchnęłam.

- A kto od nich zmarł? - spytała Beth.

- Umm - mruknęłam - Drew - powiedziałam cicho.

- Drew? Syn? - zdziwiła się - Ten z którym spędziłaś wakacje? - zapytała.

  Pokiwałam twierdząco głową. Nie chciałam by wiedziała, z kim się przespałam i zaraziłam się tym wirusem. Wydaję mi się, że im mnie wiedziała tym było dla niej lepiej. Co nie oznacza, że nie zastanawiała się nad tym.

- Gdzie Mel? - zapytałam za nim mama zdążyła zadać kolejne pytanie.

- Na tarasie, rozmawia z kolegą - wyjaśnił Justin.

P.S:I love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz