Rozdział XXXII/cz.1

360 15 2
                                    

Dzień przed sylwestrem...

 Związałam włosy w koka i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po podłodze walały się moje ubrania, a książki leżały na biurku ułożone jedna na drugim. Myśl o nauce sprawiła, że fala zmęczenia oblała moje ciało. Wiedziałam ile mam kartkówek oraz sprawdzianów jednak to był mój najmniejszy problem.

  Założyłam bluzę i biorąc komórkę zeszłam na dół. Promienie słoneczne przedzierały się przez firanki i wpadały do domu, wywołując na mojej twarzy uśmiech. Dźwięk otwieranego piekarnika przypomniał mi o tym co jeszcze muszę zrobić.

  Uderzyłam się w czoło na myśl, że zgodziłam się zrobić ciastka na imprezę chłopaków. Robiłam je aż do trzeciej i nadal ich nie upiekłam. Westchnęłam ciężko i wchodząc do kuchni przymrużyłam oczy czując pieczenie od nadmiaru światła.

  Zawsze rano słońce wpadało do pomieszczenia i utrzymywało się tak niemalże przez cały dzień. Po paru sekundach moje oczy przywykły do natężenia promieni dzięki czemu mogłam uważnie przyjrzeć się znajdującym w pomieszczeniu osobą.

  Mama stała na przeciw kuchenki indukcyjnej robiąc naleśniki. Kobieta miała spięte blond włosy w idealnego koka. Jednak na sobie nie miała eleganckich ciuchów jak zwykle to robiła. Dziś miała na sobie leginsy, czarne podróby emu które służyły jej za kapcie oraz luźniejszą bluzkę, jaką miała zwyczaj nosić do spania. Beth spojrzała na mnie i posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam.    

  Melinda siedziała przy wyspie zerkając w swój kalendarz oraz komórkę. W połowie stycznia są jej urodziny i dziewczyna chciała pojechać na koncert Ed'a którego uwielbia. Mam zgodziła się na to pod warunkiem, że będzie wywiązywać się z obowiązków (co oczywiście robiła). 

- Kawę? - spytał Justin z delikatnym uśmiechem.

  Skinęłam głową i usiadłam przy wyspie.

  Justin jak zawsze miła na nadgarstku swój srebrny zegarek, który dostał od mamy na swoje urodziny(nawet nie pamiętam które). Był ubrany w bluzę dresową z logo jakiegoś uniwersytetu i zwykłe jeansy. A na nogach miał sportowe buty, których nie zakładał często.

  Blondyn postawił kubek przede mną. Widok unoszącej się pary oraz zapach kawy roznosił się w powietrzu pobudzając moje zmysły. Uśmiechnęłam się do siebie i upiła parę łyków napoju, który dość szybko postawił mnie do pionu i obudził.

  Dopiero teraz mój mózg analizował wszystkie wcześniej zebrane informacje. Justin ubrany na sportowo, mama w piżamie, a Melinda sprawdzała terminy koncertu. Zmarszczyłam brwi.

- Wychodzisz gdzieś? - spytałam Justina, który opierał się o blat i pił kawę.

- Babci samochód się zepsuł a dziś chciała kupić stół do jadalni - powiedział z uśmiechem - Za pół godziny wyjeżdżam.

  Pokiwałam głową.

 Teraz przypomniałam sobie o wielkich planach babci na remont w całym domu. I o wyjeździe rodziców do Long Beach na dwa tygodnie. Chcieli chodź na tyle odpocząć od swojej pracy i rutyny życia.  Moim zdaniem zasłużyli na wolne i spędzenie wiele czasu ze sobą wylegując na na leżakach przed basenem. Lub przez cały czas leżeć w łóżku.

- Tessie - rzuciła mama kładąc talerz z naleśnikami na stół - O której idziesz do Luka? - spytała.

- Na trzecią. Musze tylko upiec te ciastka dlatego tak wcześnie wstałam - powiedziałam.

- Wcześnie? - zdziwiła się Melinda idąc w kierunku stołu, gdzie powoli wszyscy zaczęli siadać - Tessa jest już pierwsza dwadzieścia - zaśmiała się.

P.S:I love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz