Rozdział XXVI

291 16 0
                                    

Jak to w ogóle możliwe, że jedna noc zmieniła niemal wszystko. Zwykle w Luku widziałam tylko dobrego przyjaciele, osobę której mogę się zwierzyć z niemal wszystkiego. Osobę z którą mogę iść do kina, klub na spacer. Z kimś z kim mogę się wygłupiać i on nie pomyśli, że jestem dziwna czy też nienormalna. Bo on będzie robił to samo!

  Jednak teraz widzę osobę, z która chcę spędzić resztę swojego życia. Widzę go w roli swojego męża i co dziwne ojca naszych przyszłych dzieci. Przed oczami widzę nasze święta które spędzamy we dwoje pijąc ciepłe kakao i patrzący na kominek palący się w salonie. Siedzę oparta o jego klatkę i po prostu czuję się szczęśliwa. Mimo, że wiem iż są inni poza nami ja czuję, że jesteśmy tylko my we dwoje, rządzący tym wszystkim.

  Co dziwne za każdym razem kiedy wypowiem jego imię, czuję motylki w brzuchu połączone z tą lekkością, której nigdy nie lubiłam. Kiedy jest blisko moje serce szaleje. A kiedy się uśmiecha nogi same się uginają pod moim ciężarem.

- Hej! - głos Jai'a pojawił się w pomieszczeniu, a zaraz potem biała poduszka uderzyła mnie - Wstawaj! - zawołał, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

  Z moich ust wyrwało się jęknięcie. W tym momencie poczułam złość do chłopaka, że przerwał mi jedyną chwilę na uświadomienie sobie tego co tak naprawdę czuję do Luka. Opadłam na poduszkę i znów jęknęłam. Z wszelką cenę nie chciałam wychodzić z łóżka. I nie było to spowodowane tym,że to było łóżko Luka i pachniało nim. Ja po prostu chciałam w końcu się wyspać i zapomnieć o mamie i Melindzie i całej mojej rodzinie, która tak bardzo kocha Mel, a o mnie zapomniała, że myślę iż jestem jakąś szurnięta wariatką. 

- Już wstaję! - krzyknęłam słysząc jak Jai zaczyna iść w kierunku łóżka.

  Wydostałam się spod objęć kołdry i usiadłam na brzegu łóżka. Kontem oka spojrzałam na Jai'a, który uważnie mnie się przyglądał. Chłopak przeczesał swoje włosy i rozejrzał się po korytarzu, gdzie nikogo nie było.

- Wszystko, okay? - spytał wchodząc do pokoju i siadając obok mnie.

  Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Oprócz mojej ukrywanej miłości do Luka i rodziny, która już mnie nie chce, jest...

- Jest Okay - powiedziałam oddając chłopakowi, rzut poduszką - A to podziękowanie - dodałam i zbiegłam na dół.

Oczywiście Beau był w kuchni razem z Daniela sokiem, którego smak czuję nadal. Oparłam się o blat i spojrzałam na tabletkę, która musiałam brać już od paru tygodniu. Była to kolejny sposób na uleczenie mnie z początku AIDS.

- Nalej mi wodę - poprosiłam Beau, który zrobił to od razu.

Postawił przede mną  szklankę wody i wrócił do robienia sobie kanapek. Chwilę patrzyłam na niego, aż nie spuściłam wzroku na tabletkę. Wzięłam do ręki szklankę i zbliżyłam rękę do ust czując jak ktoś mnie powstrzymuje.

- Co ty robisz? - spytał poważnym tonem, jego jasno zielone oczy mierzyły mnie chwilę - oszalałaś! - krzyknął.

- beau - jęknęłam, jednak nie pozwolił mi mówić dalej.

- To nie jest wyjście Tessa! - powiedział poważnym tonem. 

- Beau.. - powtórzyłam delikatnie się uśmiechając.

- Tessa! - krzyknął - Przestań się uśmiechać, to co robisz nie jest wyjściem  - dodał, uważnie patrząc się w moje oczy.

- Beau to tabletki, która ma mi pomóc - powiedziałam.

 Chłopak spojrzał na mnie z zdezorientowaną miną. Z jego ust wydostało się powietrze, a na twarzy pojawiła się ulga. 

  Połknęłam tabletkę i dopiłam wodę znajdującą się w szklance. odstawiłam szkło na blat wyspy i spojrzałam się w jasne oczy chłopaka. Beau właśnie gryzł swoją kanapkę.

P.S:I love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz