•8•

518 30 18
                                    

*Yoongi pov*

Od tego feralnego wydarzenia, kiedy małolat przyszedł pod mój dom minęły tydzień i dwa dni. Dzisiaj jest sobota i mam wolne. Akurat to jest ogromny plus tej pracy. Jeżeli wejdzie ustawa, że trzeba się uczyć w sobotę to wynoszę się z Korei.

Jeśli chodzi o tę sytuację w trakcie drogi powrotniej ze sklepu i wtargnienie na mój teren to przebaczyłem tym dzieciakom. Niech znają łaskę Min Yoongiego. W końcu już nic z tym nie zrobię, iż znają miejsce mojego zamieszkania. Przynajmniej mam nadzieję, że nikt z nich już nie będzie przychodził i roznosił niepotrzebnych informacji.

Oczywiście mama wypytywała mnie o wszystko, gdy tak szybko wróciłem do mieszkania przeganiając blondyna. Nie miałem ochoty uczestniczyć w jej mini-wywiadzie, więc po prostu poprosiłem, aby mnie nie męczyła. Coś czuję, że teraz już nigdy nie da mi z nim spokoju.

Przez te ostatnie dni próbowali mnie zagadać do mnie w autobusie i to na każdym przejeździe, ale nie miałem ochoty zbytnio z nimi rozmawiać. Po prostu pozwoliłem im mówić, czasami przytakując.

Ja na prawdę nie potrzebuję żadnych znajomych w pracy. Chociaż w sumie niektóry kierowcy są mili i genialnie mi się z nimi rozmawia... W takim razie tym bardziej nie trzeba mi znajomych w tym autobusie. Uważam, iż nie powinienem zawierać z nimi żadnych znajomości. Ja jestem tylko pracownikiem, który ma wykonywać swoją pracę profesjonalnie.

Chociaż ten Jimin i Taehyung są znośni. Zaczynam ich lubić, ale bez przesady. Po prostu już nie denerwuje mnie to jak zagadują coś w autobusie. Opowiadają mi czasami różne ciekawe historie, ale często udaję, że w ogóle mnie to nie obchodzi, aby nie mieli satysfakcji.

Jestem jakiś niezdecydowany, prawda?

Dziś zamierzałem odpocząć i powygrzewać się pod kołdrą przynajmniej pół dnia, bo mama wraca dopiero o 19, ale jak zwykle nie. Już o dziesiątej rano ktoś musiał zadzwonić domofonem. Jeśli to ten małolat Jimin, to przysięgam, że go zabiję.

Wstałem, naciągając spodnie na tyłek wyszedłem z pokoju i odebrałem domofon.

- No? - powiedziałem bez entuzjazmu. Nie miałem ochoty na żadne wizyty.

- Halo, halo? Pan Min Yoongi? - usłyszałem w słuchawcę śmiech, za którym tak bardzo tęskniłem.

- Seokjin! Wchodź przyjacielu - otworzyłem mu drzwi. W sekundę mój humor z ponurego zmienił się w samo szczęście.

Kim Seokjin to mój bardzo dobry i jedyny przyjaciel z liceum. Od samego początku szkoły złapałem z nim dobry kontakt pomimo tego, że jest zupełnym przeciwieństwem mnie. Zawsze pocieszał mnie w trudnych momentach, czyli codziennie. Po skończeniu szkoły wyjechał na studia do Londynu i później już go nie widziałem, lecz cały czas mieliśmy kontakt telefoniczny.

Otworzyłem drzwi i oparłem się o futrunę. Nagle moim oczom ukazał się wysoki, uśmiechnięty szatyn wchodzący po schodach. Bardzo elegancko ubrany.

- O jejku, Seokjin - nie ukrywam, iż zaparło mi dech w piesiach.

- Cześć, też miło mi cię widzieć - zaśmiał się, a ja wpuściłem go do mieszkania.

Kiedy ostatni raz go widziałem na lotnisku, gdy wylatywał z kraju wyglądał jak zwykły chłopak z walizką i marzeniami, które leci spełniać. Teraz widzę, że to bardzo elegancki mężczyzna z włosami zaczesanymi do tyłu. Coś czuję, że dorobił się w tej Anglii.

- Ty taki elegancki, w marynarce, a ja w koszulce i dresach - zamknąłem drzwi i poprowadziłem go na kanapę.

- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się delikatnie.

Ticket to PleasureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz