Rozdział 3

499 23 19
                                    

Odwrócił głowę od laptopa słysząc jak dzwoni jego telefon. Szeroko uśmiechnął sie widząc kto to. Zamknął okno przeglądania i podniósł komórkę. Przespał całą noc jak dziecko. Po przyjeździe do mieszkania, prysznicu poległ w łóżku i obudził sie dzisiaj. Czuł sie wyjątkowo dobrze. Rano odkrył, że nazwa miejsca gdzie sie znalazł oznacza rzeczywiście, że jest tu targowisko. I mógł tam kupić swieże warzywa i owoce. Dzisiaj w planach miał obejrzeć najbliższą okolicę. W czasie śniadania zaczął zapoznawać sie z miastem. W teczce znalezionej wczoraj były informacje organizacyjne jak kiedy zaczyna zmianę i gdzie ma sie zjawić.
- Halo - usiadł wygodnie na kanapie i po chwili zobaczył wszystkich, którzy pracowali z nim w remizie 51 w Chicago.
- Heeeej! - ich krzyk sprawił, że uśmiechnął sie mimowoli.
- Jak tam na banicji? - Matt roześmiał sie widząc jego reakcję.
- Interesująco - mruknął - A jak u was?
- Ekscytująco - oznajmiła Stella zabierając Matt'owi telefon z dłoni. Severide roześmiał sie w głos. Słuchał przyjaciółki w skupieniu. Opowiadała mu o kolejnej spektakularnej akcji, sporach Galo z Herrmannem, który miał ochotę go rozszarpać. Życie w Chicago toczyło sie swoim zwykłym rytmem. Nie było go od dwu dni a już za nimi tęsknił. Jak więc wytrzyma tutaj cały rok?

Spojrzał na swojego kierowcę, który czekał na niego przed wejściem do kamienicy. BMW stało zaparkowane równo przy krawężniku. Severide czuł sie doskonale. Wyspał sie i był gotowy do zmierzenia sie z tym co go czeka. W dłoni trzymał teczkę z dokumentami, które według rozpiski powienien ze sobą zabrać. Brunet na widok porucznika uśmiechnął sie szeroko. Dzisiaj jego zadanie sie kończy. Chociaż Kelly w drodze z Warszawy nie był zbyt rozmowny. Ale Bartosz uwielbiał poznawać nowych ludzi. Zwłaszcza ludzi żyjących w innym miejscu niż Polska. Studiował kulturoznawstwo i głód poznawania nowych kultur mu pozostał. Kelly uśmiechnął sie na jego widok. Na prawdę czuł sie dobrze. Było ciepło. Podobało mu sie to co czuł. Promienie słońca pieściły jego twarz przyjemnie. Wyspał się, zjadł dobre śniadanie więc mógł teraz ruszyć do nowej remizy. Nie, nie czuł stresu. W końcu był porucznikiem. I to porucznikiem Kelly Severide. Nie było dla niego nic stresującego. Niczego sie nie obawiał.
- Dzień dobry poruczniku - brunet skinął głową - Jak sie spało?
- Dzień dobry - stanął naprzeciw mężczyzny - Doskonale. Nie pamiętam kiedy ostatnio spało mi się tak dobrze - wyjaśnił i złapał za klamkę. Zajął miejsce po stronie pasażera. Spędził bardzo produktywny dzień wczoraj. Zaczął zapoznawać się z historią miasta w którym wylądował. Za pomocą StreetView oglądał uliczki dookoła kamienicy. Ludzie, których mijał traktowali go jak każdego innego człowieka. Nie wiedzieli, że nie jest stąd. Nie wyczuwali, że nie mówi w ich języku. Obserwował miasto kiedy w samochodzie zmierzał do nowej remizy. Był pod wrażeniem wielkiego szpikulca który górował nad miastem. Skupił wzrok na nazwie.
- Międzynarodowe targi poznańskie - usłyszał - Największe centrum targowe w Polsce. Największe wystawy i targi odbywają sie tutaj właśnie. Coś jak w Chicago w McCormik Place - wyjaśnił brunet zatrzymując sie na światłach. Kelly uśmiechnął sie. Tak wiedział o czym mówił Bartosz. Bywał bardzo często na wystawach organizowanych w tym centrum kongresowym. Skręcili na ogromny most. Obserwował ogromny, szklany budynek przy którym kłębiło sie mnóstwo osób. Życie w tym mieście toczyło sie normalnym rytmem.
- Byłeś kiedyś w Chicago? - Kelly odwrócił sie do mężczyzny
- Raz, na targach IFA w czasie studiów - oznajmił spokojnie. Zatrzymali sie na kolejnych światłach. Po kilku minutach jazdy samochód zatrzymał przed budynkiem z czerwonej cegły. Miał swoje lata. Kelly odpiął pas.
- Powodzenia poruczniku. Proszę wejść tymi małymi drzwiami do recepcji. Tam już pana pokierują - brunet spojrzał na mężczyznę.
- Nazywam się Kelly - Severide wyciągnął rękę w jego kierunku. Brunet roześmiał sie w głos ściskając ją. Po kilku minutach Kelly został sam. Stał na podjeździe i rozglądał sie z zaciekawieniem. Na parkingu po jego lewej stronie stało kilka aut. Kępy bukszpanu otulały budynek przy wejściu. Brama była zamknięta na głucho. Nie kręcili sie tu ludzie. Wszystko wyglądało na wymarłe. Przypominało mu to trochę jego własną remizę. Ale tylko trochę. Skierował sie do małych drzwi niedaleko parkingu. Ściskał w dłoniach dokumenty. Odetchnął głęboko i zlapał za klamkę. Wszedł do budynku. Kobieta siedząca przy drewnianej recepcji na jego widok podniosła sie. Uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Witamy w jednostce gaśniczo-ratowniczej numer dwanaście miasta Poznania - wyrecytowała a on zatrzymał się. Uniósł brew.
- Słucham? - słysząc język angielski kobieta machnęła ręką
- Przepraszam - płynnie przeszła na znany mu język - Witamy w remizie numer dwanaście miasta Poznania
- Dzień dobry. Nazywam się Kelly Severide i szukam kapitan... - rozłożył kartkę szukając nazwiska.
- Fra... - urwał zdając sobie sprawę z możliwości złamania sobie języka na tych literach. Kobieta uśmiechnęła sie do niego
- Frączyk - dokończyła za niego. Podniósł głowę i uśmiechnął sie do niej z wdzięcznością. Minęłby wieki zanim by to odczytał. Kobieta wyszła zza lady i wskazała na otwarte drzwi za nią.
- Tam prosto. Kapitan pewnie już jest - odparła
- Dziękuje - skinął głową i ruszył przed siebie. Mijał małe biurka, które były puste. Zmiana biurowa zacznie sie za dwie godziny dopiero. Remiza była senna. Widział jak ktoś kręci sie po pomieszczeniu. Dostrzegł włosy związane w dwa bokserskie warkocze. Bez wątpienia była tam kobieta. Wysoka, szczupła. Stała plecami do drzwi i coś układała na biurku. Stanął w wejściu.
- Przepraszam - chrząknął pukając we framugę. Widział jak kobieta przerwała to co robiła i wyprostowała się. Odwróciła w kierunku wejścia. Spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła sie do niego. Poczuła jak robi sie jej gorąco widząc zielone oczy wlepione prosto w nią
- Szukam kapitan Fra...Frac... - próbował przeczytać z kartki. Spojrzał na kobietę która zaśmiała się.
- Frączyk - wyjaśniła i zrobiła krok do niego wyciągając swoją dłoń
- Kapitan Lidia Frączyk, dowódca drugiej zmiany - przedstawiła sie. Kelly poczuł jakby grał w marnej komedii. Wytrzeszczył oczy wpatrując sie w kobietę. Stanęła przed nim z wyciągniętą ręką. Przyglądała mu sie w skupieniu. Patrzył na nią i nie wiedział co powiedzieć. Nie spodziewał sie na stanowisku dowódcy, kobiety. Znaczy wiedział, że w Chicago są takie remizy. Ale tutaj? Parsknął ściskając jej dłoń. Nie chciał sobie psuć startu więc komentarz zostawił dla siebie.
- Porucznik Kelly Severide, CFD - oznajmił
- Miło mi poruczniku. Witamy w remizie dwanaście - cofnęła rękę i otarła je o siebie. Obróciła sie w bok i wskazała na krzesło
- Zapraszam - podeszła do drzwi i zamknęła je. Severide usiadł. Poczuł przy tym ulgę. Dalej był w ogromnym szoku, że to kobieta tu rządzi. Nie wyglądała na strażaka nawet. Poprawił sie na krześle odkładając torbę przy nogach. Zwinął kartki w rulon opierając go na udach. Lidia usiadła naprzeciw niego. Zgasiła lampkę na biurku i oparła dłonie na blacie.
- Wiem, że to dla porucznika szok, że jestem kobietą dowódcą. Nie wiem jak to wygląda w Stanach Zjednoczonych ale w Polsce przykładamy wagę do równouprawnienia i doceniania człowieka bez względu na płeć - oznajmiła spokojnie.
- Nie, nie... Źle mnie chyba pani zrozumiała - poderwał się - Po prostu nie spodziewałem się, że kapitan będzie kobietą. Sam uważam, że kobieta poradzi sobie na stanowisku kierowniczym równie świetnie jak mężczyzna - próbował jakoś wybrnąć z tej całej, żenującej sytuacji. Lidia uniosła brew przyglądając sie porucznikowi. Dostała rano maila od komendatna Wallace Boden, który prosił o raporty z wymiany jeśli nie będzie to problem.
- Dobrze, rozumiem - pokiwała głową i wyciągnęła rękę w jego kierunku - Proszę o dokumenty, które powinien pan przynieść - dodała. Przyglądał sie jej podając to o co prosiła. Położyła teczkę na biurku i zapoznawała sie z aktami. Wiedziała, że po tej wymianie powinna spodziewać sie wszystkiego. Ale pojawienie się Severide totalnie ją zaskoczyło. Musiała skupić sie teraz na dokumentach.
- Zmiany zaczynamy o godzinie ósmej i trwają dwadzieścia cztery godziny. Na sam początek, poruczniku, zajmie się pan nauką języka polskiego. Wszystkie polecenia wydaję w swoim języku. Przez najbliższe zmiany nie będzie pan brał udziału w akcjach, będzie pan jeździł ze mną i obserwował to jak pracujemy. Jeśli będzie pan miał jakieś uwagi moje biuro jest zawsze otwarte. Każdą sprawę traktuje indywidualnie i nie spycham jej na bok - podniosła głowę spoglądając na mężczyznę.
- Mam nadzieję, że mieszkanie które panu przydzielono jest komfortowe
- Tak, dziękuję. Rynek przy którym mieszkam jest uroczy - wyjaśnił kiwając głową. Po raz pierwszy widział jej ciepły uśmiech. Zamknęła teczkę i odsunęła ją na bok. Spojrzała na swój nadgarstek, gdzie znajdował sie zegarek. Do odprawy zostało jeszcze dużo czasu.
- Cieszę się - podniosła się - Zapraszam na wycieczkę. Pokażę panu remizę. W razie jakichkolwiek pytań jestem ja i jest moja drużyna - otworzyła drzwi kiedy podniósł się. Ręką wskazała mu by wyszedł. Kelly uczynił to samo przepuszczając kobietę w drzwiach. Uśmiechnęła sie szeroko i wyszła na korytarz. Poprawił torbę na swoim ramieniu. Tego po Bodenie sie nie spodziewał.

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz